sobota, 26 lutego 2011

:: Spadek :: Erwin Kruk

"Spadek" Erwina Kruka to nietypowy dziennik. Mazurski pisarz dokumentuje w nim przebieg starań podjętych przez niego wraz z bratem w latach 2007-2008, o odzyskanie gospodarstwa, z którego w 1945 r. została wyrzucona jego rodzina. Najpierw trzeba uzyskać akty zgonu rodziców, potem stwierdzenie nabycia spadku - jednak w przypadku Kruków to nie taka prosta sprawa. Są Mazurami, których władza ludowa pozbawiła domu, natomiast obecne państwo nie jest w stanie wykazać, na jakiej tamci to właściwie zrobili podstawie. Dzięki wycieczkom sądowym pisarz ma jednak częstszy kontakt z bratem, z którym, jak przyznaje, do tej pory prowadzili dość osobne żywoty. Batalia sądowo-prawna to główny wątek książki, jednak nie jedyny. W tle - codzienne życie małżeństwa Kruków i tęsknota za dorosłymi dziećmi, które los rozrzucił po świecie (córka w Anglii, syn w Warszawie), olsztyńska polityka (w mieście właśnie wybucha seksafera), życie olsztyńskiej parafii ewangelickiej czy życie kulturalne, w którym Krukowie biorą dość aktywny udział. Jest też rodzinny Dobrzyń, w którym pisarz się urodził, i regularnie do niego powraca, zapalając lampki na rodzinnych grobach.


Człowiek jest istotą doludną, a ja - zajmujący się umarłym światem Mazur - byłem zawsze odludkiem. Pisałem o tym, o czym chciałbym porozmawiać z kimś, kto chciałby mnie zrozumieć, albo w tym rozumieniu siebie mi pomógł. Jednak kto całe życie przeżył poza domem, zachowuje się ta, jakby się skradał i jakby nie chciał, aby go dostrzeżono, że jest tak blisko. To po części wynikało z mojej natury, z darowanej mi od dzieciństwa samotności, ale zależało też od okoliczności, w jakich żyłem. Kto chce zaznaczyć własną obecność, musi zachować dystans wobec innych. Lecz potem okazuje się, że nie ma już tych, do których chciałby się zbliżyć. Gdzieś są coraz młodsi, zajęci swoimi sprawami. Są właścicielami innych doświadczeń, a może też innego już świata, w którym mazurska grupa etniczna, rozproszona do cna, należy już tylko do legend.

Symbolem tego odosobnienia pisarza jest cmentarz w Dobrzyniu, dawniej zarośnięty i zaniedbany, gdzie pisarz odwiedzał groby swoich bliskich, ale też chował się przed światem. W niepodległej Polsce, gdy regionalne różnice przestają być zwalczane, a z dumą podkreślane, cmentarz w Dobrzyniu zostaje odsłonięty poprzez wycięcie kępy otaczających go drzew, a nagrobki zostają odnowione. Spory udział ma w tym sam pisarz, który dzięki swojej twórczości jest już znaną publicznie osobą, a zatem ma duży wpływ na opinię i działania innych. To może być też metafora jego pisarstwa - podtrzymywanie pamięci o tym, co bezpowrotnie minęło. Świetna, bardzo osobista i refleksyjna książka.

Erwin Kruk, Spadek. Zapiski mazurskie 2007-2008, Oficyna Retman, Dąbrówno 2009.

czwartek, 24 lutego 2011

:: Gilgamesz ::

Gdzieś tak w drugiej-trzeciej klasie podstawówki bardzo polubiłam "Mitologię" Jana Parandowskiego. Zaczytywałam się w niej nieustannie i wręcz znałam ją na pamięć, co moi rodzice wykorzystywali przy rozwiązywaniu krzyżówek. Egzemplarz, którego wtedy używałam, gdzieś przepadł. Niedawno kupiłam sobie nowy. W ogóle, lubiłam też wszelkiego rodzaju baśnie i legendy. W tym jeden ze zbiorów baśni opracowany przez Roberta Stillera. Nie pamiętam tytułu, pamiętam jak przez mgłę okładkę i pamiętam, że te baśnie były poruszające. Nic więc dziwnego, że dałam się namówić koledze na pożyczenie od niego "Gilgamesza", przez tegoż samego Roberta Stillera przetłumaczonego.


"Gilgamesz" to epos babiloński i asyryjski. Tytułowy bohater to władca miasta Uruk, bóg i człowiek jednocześnie. Dzięki swej boskości ma nadludzką moc, ale równocześnie jak każdy człowiek, podlega śmierci, co uprzytamnia sobie po śmierci jego najbliższego przyjaciela i towarzysza walk z potworami, Enkindu. Ta śmierć stawia go przed wieloma pytaniami, w tym o własną śmiertelność, o sens życia, o przyjaźń i relacje z ludźmi. Gilgamesz wyrusza więc w podróż w zaświaty, aby poszukać odpowiedzi.

Niektórzy zwracają uwagę na wątek homoseksualny w przyjaźni dwóch bohaterów, ale również biseksualne upodobania Gilgamesza. Niektóre ilustracje też to zresztą sugerują. Nie jest to paradygmat odczytywania literatury, w którym czuję się jakoś mocna, więc nie będę rozwijać tego wątku. To, co natomiast sama zauważyłam, to wątek "uczłowieczania" Enkindu, który, zanim poznał Gilgamesza, żył sobie swobodnie w puszczy, za pan brat z różnymi zwierzakami. Doradcy Gilgamesza podpowiadają mu sposób na wywabienie Enkindu z leśnej głuszy i zachęcenie go do wejścia między ludzi: wysłać mu kobietę (notabene, świątynną nierządnicę, czyli w owych czasach panią o wysokim prestiżu społecznym, jak tłumaczy Stiller w przypisach), niech ona go uwiedzie i on się z nią zwiąże, to stanie się obcy zwierzakom i chcąc nie chcąc trafi do świata ludzi. Tak się faktycznie dzieje. Zwierzęta uciekają przed "uczłowieczonym" Enkindu. Co wydaje się brzmieć znajomo, jest taka książka, a właściwie księga, posiadająca najwięcej tłumaczeń ze wszystkich książek na świecie, gdzie piszą, że pełnego człowieka stanowi dopiero mężczyzna i kobieta.

Ciekawe jest posłowie, a właściwie dwa posłowia. W pierwszym tłumacz opowiada szczegółowo historię powstania samego eposu, jak też jego tłumaczenia. W drugim - daje upust swojej wieloletniej niechęci do polskiego środowiska naukowego i wydawniczego, wyjątkowo nieufnego wobec badaczy nieposiadających formalnego umocowania oraz dyplomatów utrudniających prowadzenie badań. Tak najkrócej mówiąc. Ciekawa jestem, z czego taka sytuacja mogła Stillerowi wyniknąć. Z jego niechęci wobec zgniłych kompromisów i politycznych układów? Z jego perfekcjonizmu? Z ludzkiej zawiści? Może z wszystkiego po trochu, ale nie mi to rozstrzygnąć.

A do tego wszystkiego piękne w swojej surowości litografie Romana Opałki (tak, tego od malowania cyferek).

Gilgamesz. Epos babiloński i asyryjski ze szczątków odczytany i uzupełniony także pieśniami szumerskimi przez Roberta Stillera, Vis-a-vis Etiuda, Kraków 2008

niedziela, 20 lutego 2011

:: Buty szczęścia :: Ewa Woydyłło

Aby umieć mądrze kochać innych, najpierw potrzebna jest mądra miłość samego siebie - tak można by jednym zdaniem podsumować przesłanie najnowszego zbioru felietonów znanej psycholog Ewy Woydyłło, "Buty szczęścia".


Na czym polega ta mądra miłość samego siebie? Na umiejętności zaufaniu sobie i swojej intuicji, równowadze między czasem dla siebie i czasem dla innych, podarowywaniu sobie czasem odrobiny luksusu, dawaniu sobie więcej ciepła i humoru w smutne jesienno-zimowe dni czy walce z własną nieśmiałością. Ale nie tylko, wszystkiego jednak Wam nie zdradzę. Druga część książki dotyczy już naszych relacji z innymi - jak odróżnić zauroczenie od miłości, co oznacza zazdrość, jakie korzyści płyną z przyjaźni, jak poradzić sobie z niespełnioną miłością, tego, co możemy zrobić dla innych i tego, czego robić nie powinniśmy Całość uzupełniają sympatyczne zdjęcia kotów i psów zrobione przez Magdalenę Czajkowską i Marcina Zegarka - coś dla wszystkich psiarzy i kociarzy.

Ewa Woydyłło, Buty szczęścia, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.

sobota, 19 lutego 2011

Empik Outlet w Warszawie - pierwsze wrażenia

Nie ukrywam, że z radością przywitałam informację o powstaniu pierwszego outletu Empiku w Warszawie, zamieszczoną we wczorajszym newsletterze portalu Wydawca. Radość była tym większa, że outlet zlokalizowany został w Tesco na Kabatach, gdzie często robię duże zakupy. Rzecz jasna, dzisiaj na weekendowe zakupy pojechałam właśnie do Tesco...

W outlecie można kupić praktycznie wszystko to, co znajduje się w ofercie Empiku. Przede wszystkim książki. Niektóre dlatego, iż podniszczyły się podczas ekspozycji, większość zapewne dlatego, że ich rynkowy cykl życia znalazł się w fazie schyłkowej - widziałam i książki Kalicińskiej, i Tokarczuk, i innych poczytnych autorów, jeszcze w całkiem dobrym stanie. Jest sporo albumów, płyt z muzyką i filmami, artykułów papierniczych - głównie dużo zeszytów i notesów różnej wielkości, trochę materiałów malarskich (jednak głównie dziecięcych), sporo puzzli, a także pojedyncze artykuły z kolekcji okolicznościowych (pudełka, ramki na zdjęcia).

Jak sprawa wygląda cenowo. Co do książek, należy uważać, bo ceny może i są atrakcyjne... ale w porównaniu ze stałą ofertą Empiku, który jak wiadomo, jest sklepem dość drogim. Przykład. Książka Edwarda T. Halla, "Ukryty wymiar", z nacięciem na okładce, po przecenie w outlecie Empiku kosztuje 24,99 PLN, tymczasem w internetowej Księgarni Warszawa nowa kosztuje 23,81 PLN. Warszawiakom bardziej opłaca się cenowo zamawiać w tej księgarni i odbierać książki na miejscu. Kolejny przykład. "Podręcznik artysty" Simona Jenningsa po rabacie kosztował niecałe 65 pln, tymczasem w ofercie Muzy był po 59,93 PLN (na korzyść Empiku przemawia jedynie to, że książka w Muzie jest już niedostępna).

Z kolei ceny artykułów papierniczych wyglądają całkiem nieźle. Za pół ceny można kupić zazwyczaj bardzo drogie notesy Paperblanks czy teNeues z nieco tylko podniszczonymi okładkami, czy też grube zeszyty z kolekcji sezonowych Empiku. Z kolei zestaw 10 temper Koh-i-noor kupiłam za 17,49 PLN, tylko dlatego, że papierowe pudełko było przecięte (farby były nienaruszone). Ceny na Allegro zaczynają się od 16,90 PLN (podobnie będzie w plastycznych sklepach internetowych), ale tutaj trzeba jeszcze uwzględnić koszt dostawy, z którym to samo pudełko temper jest już nawet droższe niż kosztowało wyjściowo w Empiku. Czyli - prawdziwe okazje się tutaj trafiają, jednak aby móc z nich skorzystać, trzeba dobrze znać ofertę Empiku i innych księgarni czy sklepów z asortymentem, który nas interesuje.

Co do samego sklepu. Wydaje mi się, że skoro Empik firmuje go swoją marką, powinien włożyć więcej wysiłku stworzenie tego sklepu. Outlet jest po prostu kiepsko urządzony i to gorzej, niż standardowy kiosk z tanią książką stojący w mocno uczęszczanym miejscu. Aby obejrzeć dużą część produktów trzeba się schylać lub kucać - a równocześnie szerokie alejki powodują, że do outletu wchodzą zakupowicze z Tesco z dużymi wózkami. Więc, jeśli się schylasz lub kucasz - uważaj, żeby nie zostać rozjechanym. O ile ekspozycja książek w stosikach ma jeszcze sens (tytuły widać z daleka), o tyle nie ma sensu ekspozycja książek w stosikach na środku stołu (wiąże się z koniecznością kopania i robienia ogólnego bałaganu). Dobrze chociaż, że albumy i filmy są wystawione na półkach. Kompletnie nie ma natomiast sensu wykładanie płyt w stosikach na niskich szafkach - aby się dowiedzieć, co jest w stosiku, trzeba kucnąć i mocno wytężyć wzrok. I to mnie dziwi, bo gdy Empik na Marszałkowskiej robi swoją letnią wyprzedaż, ma specjalne szafki na płyty, w których są one wyeksponowane rzędami na wysokości dłoni oglądającego. Jeśli Empik chce się szybko pozbyć zalegającego niepełnowartościowego towaru, to ten outlet zdecydowanie tego nie ułatwia. No i bardzo bardzo duży minus za brak możliwości wystawiania faktur, choć w ofercie jest bardzo dużo książek profesjonalnych.

sobota, 5 lutego 2011

:: Niedotykalny :: John Banville

Bohater ostatnio wydanej w Polsce książki Johna Banville, "Niedotykalny", Victor Maskell, robi ostatni obrachunek ze sobą. Niedawno publicznie ujawniono, że ten zasłużony historyk sztuki, opiekun królewskich zbiorów, był równocześnie tajnym współpracownikiem sowieckiej Rosji, co spowodowało pozbawienie go wszystkich dotychczasowych funkcji. Victor, schowany w domowym zaciszu, spisuje historię swojego życia - od młodych lat w irlandzkiej posiadłości, po studenckie czasy szalonych bib, dorosłości i w końcu - schyłku życia. Opisuje swoje młodzieńcze zainteresowaniu polityką i fascynacji stalinizmem. To chyba przypadłość niejednego angielskiego intelektualisty, którego lata młodości przypadły na okolice II wojny światowej - nie wiedząc o tym, co naprawdę dzieje się w bolszewickiej Rosji i do czego może doprowadzić na siłę wdrażana rewolucja, marzą o wielkich czynach i żyją mrzonkami (nie wiem, czy pamiętacie, ale za to samo krytykowałam Doris Lessing). Zresztą, po przekonaniu się na własne oczy, jak wygląda stalinizm, Victor woli fascynować się nim z bezpiecznej oddali Wysp. Jednak politykowanie z przyjaciółmi niepostrzeżenie dla niego samego zaprowadzi go w świat szpiegostwa.


Drugim istotnym nurtem opowieści jest życie seksualne Victora. Opowiada, że ożenił się z dziewczyną, w której bracie był zakochany przez całe życie, jednak porzucił rodzinę na rzecz samotniczego życia i przypadkowych kontaktów seksualnych z mężczyznami. Podobnie jak bohater filmu "Oczy szeroko otwarte", dopiero wtedy doświadcza intensywnych emocji, których nie daje mu relacja z kobietą, "czuje, że żyje". Jednak ciągle jest osamotniony, "niedotykalny". Tytuł powoduje wiele różnych skojarzeń - od hinduskiego "niedotykalnego" czyli przedstawiciela najniższej warstwy społecznej (a takim Victor się staje po publicznym ujawnieniu jego winy), po człowieka, który nie lubi być dotykany, który nie daje się dotknąć, który innymi słowy, nie pozwala wejść ze sobą w kontakt (a taki właśnie Victor jest). Ciąży mu niewyznana tajemnica jego podwójnego życia (Victor przypuszcza wręcz, że to oddaliło go od żony), nie umie nawiązać relacji z własnymi dziećmi (syna traktuje obojętnie, nalega, by żona usunęła drugą ciążę, co jednak się nie staje, do tego nie jest pewien ojcostwa - pod koniec życia dowiaduje się, że kochankiem żony był jeden z jego bliskich przyjaciół). Do tego dołącza się śmiertelna choroba. W którymś momencie Victor stwierdza wręcz, że łatwiej jest mu nawiązać relację z przedmiotem - w krytycznej dla jego życia myśli o nie o tym, co stanie się z jego bliskimi, ale o tym, co stanie się z jego ukochanym rysunkiem, "Śmiercią Seneki" Nicolasa Poussina. To zresztą istotny symbol w tej powieści - Seneka, już po wycofaniu się na starość z życia publicznego, posądzony został o udział w spisku przeciw cesarzowi. Z obawy przed śmiercią w męczarniach zadawaną spiskowcom, wolał popełnić samobójstwo.

Książki Johna Banville'a przywodzą mi na myśl prozę J. M. Coetzeego - jego bohaterowie to mężczyźni równie osamotnieni i równie niepostrzeżenie wikłający się w zło, z którego już później nie potrafią się wycofać. Ten typ bohatera kiedyś mnie pociągał, teraz coraz wyraźniej mnie odrzuca. Nie mogę się przez jakiś czas otrząsnąć z przygnębienia po takiej lekturze. A jednak sięgam - Banville świetnie pisze, tworzy wiarygodne psychologicznie, pogłębione portrety postaci. I cieszę się, że Znak go wydaje. Tutaj duży minus dla wydawnictwa - kto wpadł na to, aby wydać książkę z czcionką o rozmiarze 10 pt? Masakra. Odrzucało mnie ilekroć po nią sięgałam przez dwa tygodnie od wypożyczenia jej z biblioteki. Gdy już zaczęłam, odkładałam po przeczytaniu niewielkiego kawałeczka. Nieźle się ze sobą nawalczyłam, aby jednak skończyć lekturę. A przecież nie mam jeszcze jakiejś strasznie dużej wady wzroku...

PS. Pies Kuba zdrowieje - najnowsze aktualności znajdują się na profilu Kuby na Facebooku, prowadzonym przez lekarza współpracującego z fundacją Mrunio. Zapraszam wszystkich zainteresowanych.

John Banville, Niedotykalny, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010.