poniedziałek, 30 maja 2011

:: Gaumardżos! :: Anna Dziewit-Meller, Marcin Meller

A wszystko przez Michała, który namówił nas na patronat nad portalem Kaukaz.pl (gdzie się też udziela), raport o sytuacji w Gruzji latem 2008 r., a na moją parapetówkę przyniósł dobre gruzińskie wino. Kiedy zobaczyłam, że wśród nowości w Świecie Książki znalazła się książka małżeństwa Mellerów "Gaumardżos. Opowieści z Gruzji", pomyślałam, że fajnie byłoby po nią sięgnąć i dowiedzieć się czegoś więcej. Po drugie, zaintrygowało mnie, co wspólnego z Gruzją może mieć naczelny Playboya? Sięgnęłam - okazało się, że bardzo dużo. Do tego książka wydawała się sensownie napisana i miała dużo ładnych, barwnych zdjęć. Kupiłam.

Wciągnęło mnie tak, że przeczytałam ją niemal jednym tchem w dwa weekendowe wieczory. Mam jednak kłopot z określeniem, czym do końca ta książka jest. Niby podróżnicza, ale nie jest to chronologiczny zapis jednej podróży, a garść luźno powiązanych ze sobą obserwacji i historii co najmniej z kilku wyjazdów. Poczynając od 1992 r. i pierwszego pobytu Marcina Mellera jako korespondenta wojennego na Kaukazie, który to pobyt o mało nie skończył się tragicznie. Kolejne wyjazdy, już o charakterze turystycznym (oraz ślub i wesele Mellerów), nie obfitowały już w tak ekstremalne emocje, ale pozwoliły na spokojną obserwację kultury i zwyczajów (gruzińskiej gościnności i umiejętności świętowania, które zdecydowanie przebijają polskie, zwyczaj picia wina nie tylko z rogów, ale również z kloszy od lamp naftowych czy dachówek, czy umiejętność wspólnego śpiewania, która nie zanikła tak, jak w Polsce), zachwyt górskimi krajobrazami i gruzińską kuchnią, opisanie spraw, które do tej pory dzielą gruzińskie społeczeństwo (jak zamach terrorystyczny na samolot, dokonany w 1983 r. przez grupę studentów) czy ciekawych historii ludzkich (jak historia Gruzina Mamuki i Polski Katarzyny, którzy zakochali się w sobie jako nastolatkowie, a spotkali się po latach już jako ludzie dorośli). Do tego mnóstwo zdjęć ilustrujących materiał. Moim faworytem zdecydowanie jest zdjęcie łaźni z podpisem: "Kopuły przy Abanos Kucza to dachy słynnych siarkowych łaźni, do których od setek lat Gruzini przychodzą moczyć swe strudzone członki". Zważywszy na to, że autor jest naczelnym Playboya, ta dwuznaczność może być całkiem zamierzona ;-)

W każdym razie teraz sama chciałabym tam pojechać...

Anna Dziewit-Meller, Marcin Meller, "Gaumardżos! Opowieści z Gruzji", Świat Książki, Warszawa 2011.
Więcej informacji o książce na jej podstronie w portalu Kaukaz.pl.

sobota, 28 maja 2011

:: Ada albo Żar :: Vladimir Nabokov

Dzięki mojemu szwagrowi, który w latach 90. zgromadził niezłą biblioteczkę, w liceum miałam przeczytanego praktycznie całego Nabokova, ze słynną "Lolitą" na czele i w tamtym czasie uważałam go za jednego z moich ulubionych pisarzy. Dlatego dwa lata temu kupiłam "Adę albo Żar", reklamowaną przez wydawnictwo jako pierwsze polskie wydanie, ale dzieło wieńczące całą twórczość pisarza. Przez dwa lata "Ada" była typowym półkownikiem w szafce z książkami - leżała w stosiku i czekała na swoją kolej, w czym niemałe znaczenie miał rozmiar dzieła (książka ma ponad 800 stron). Ale i w końcu nadszedł na nią czas.


Moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu jest takie: nie wiem. Ta książka budzi we mnie tyle różnych skojarzeń i emocji, że nie umiem jednoznacznie jej określić po pierwszej lekturze, w której skupiłam się głównie na akcji: co dalej z romansem głównych bohaterów, Ady i Vana? Tymczasem jest w niej o wiele więcej: są gry słowne, aluzje do innych książek (osobna część książki to przypisy objaśniające, do fragmentów jakich dzieł w danym momencie nawiązuje autor), aluzje do wcześniejszej twórczości samego Nabokova, aluzje do filmów, dzieł malarskich czy muzycznych czy zakamuflowana historia powieści jako gatunku literackiego. Tego nie da się ogarnąć po pierwszej lekturze, po której czuje się już, że sama warstwa fabularna nie ma tutaj aż takiego znaczenia. Bo tak bohaterowie mogą się wydawać nieco papierowi i sztuczni, a fabuła zwyczajnie się dłuży. No, ale właśnie, nie o prawdę psychologiczną tutaj chodzi, a o literaturę samą w sobie. I chyba tak należy czytać to dzieło: jako przypowieść o historii literatury. Lektura jednak do najłatwiejszych nie należy - zmagałam się z tą książką przez cały tydzień, a i tak dokładnie nie przestudiowałam wszystkiego.

Vladimir Nabokov, Ada albo Żar, MUZA SA, Warszawa 2009

sobota, 21 maja 2011

:: Romans licealny :: Piotr Zaremba ::

Był taki czas, kiedy żyłam przede wszystkim życiem mojej klasy w szkole podstawowej, tak mniej więcej w wieku 11-15 lat. Zapisywałam co śmieszniejsze dialogi i sceny. Gdy nazbierało się tego już całkiem sporo, spróbowałam powiązać je w całość, nieco zmieniając scenerię akcji. Tak powstały "Sceny z życia VI C". W liceum przepisałam ten tekst na komputerze i nieco go zredagowałam. Trzymałam go w szufladzie, dopóki Tata nie zaproponował, abym pokazała go zaprzyjaźnionemu autorowi i wydawcy zbiorów aforyzmów, Władysławowi A Grzeszczykowi. A ten udzielił mi kilka cennych rad. Przede wszystkim kazał zapoznać się z poetyką, która dokładnie określa, jakie wymogi powinien spełnić tekst, aby stać się pełnoprawną powieścią, a nie ciągiem luźno napisanych scen z wartkimi dialogami.

Podobna rada przydałaby się Piotrowi Zarembie, autorowi książki "Romans licealny". Mam wrażenie, że to ciąg zapisanych przez niego luźnych obserwacji ze szkoły, w której niegdyś pracował. Wartkie dialogi, umiejętność obserwacji (fajnie pokazane relacje pomiędzy uczniami czy nauczycielami w pokoju nauczycielskim), jednak bez pogłębienia tematu. Brakuje bliższego przyjrzenia się postaciom, które w zamyśle miały być pierwszoplanowe - kompletnie nie rozumiem polonistki Anny czy też uczennicy Kaweckiej, ale też motywacji głównego bohatera, Pawła, który, chociaż czuje się spełniony jako nauczyciel, postanawia zmienić pracę. Trudno też zaobserwować w nim jakąś istotną przemianę (bez której w powieści przecież ani rusz). Za dużo jest dialogów, które w takiej ilości przytłaczają. Za dużo tajemnic pozostaje niedoświetlonych, niewyjaśnionych, a tytułowy romans okazuje się być jednym z pobocznych i niezbyt istotnych wątków. Przyznaję, że nieco się rozczarowałam.

Piotr Zaremba, Romans licealny, Świat Książki, Warszawa 2009.

niedziela, 8 maja 2011

:: Proste życie :: Ernst Wiechert ::

Po dość intensywnym życiu społecznym (pod koniec tygodnia impreza u znajomych i szkolenie) jestem tak wyczerpana, że najlepiej odpoczywa mi się w samotności. Spacerując z dala od większych skupisk ludzkich, jeśli pogoda ku temu, ale też czytając książki. Takie jak "Proste życie" Ernsta Wiecherta, niemieckiego pisarza, który pochodził z Mazur.

To książka o poszukiwaniu spokoju wewnętrznego. Główny bohater, Thomas, to weteran walk na morzu. Traumatyczne wspomnienia powodują u niego coś w rodzaju depresji: pozwala, by jego życie przeciekało mu przez palce, ma coraz gorszy kontakt z żoną spragnioną światowego towarzystwa i rozrywek i małym synkiem. Mimo zachęt do podjęcia pracy kierowanych do niego przez znajomych, woli włóczyć się całymi dniami po mieście, zastanawiając się nad sensem swojego życia. Napotkany pastor doradza mu podjęcie jakiejkolwiek pracy. Thomas opuszcza swoją rodzinę i wyrusza do Prus Wschodnich i tam w majątku emerytowanego generała otrzymuje pracę rybaka odpowiedzialnego za pobliskie jezioro. W rytmie codziennych zajęć powoli odnajdzie spokój i ukojenie, nawiąże też nowe relacje z mieszkańcami okolicy.

Kiedy byłam młodsza, to, co najbardziej przyciągało mnie w książkach Wiecherta, to klimat - jak dotąd, nikt tak nie potrafił opisać mazurskiej przyrody, ale też ciekawość, jak mogło wyglądać życie ludzi na Mazurach kilka dobrych dziesięcioleci temu. Teraz zwracam też uwagę na inne wątki. Wiechert był dobrym obserwatorem. Ludzie, których opisuje, na różne sposoby próbują sobie poradzić z wojenną traumą (bardzo przejmujący jest zwłaszcza opis cierpienia matki, która straciła na wojnie jedynego syna, w dodatku syna, z którym, jak mówi jej mąż, była zbyt silnie związana). Przenikanie się świata realnego z zaświatami (wierzenia miejscowej ludności, stary rybak - mistyk, duch pokazujący się hrabiemu na dzień przed jego śmiercią). Uczciwość własnego bohatera w poszukiwaniu samego siebie czy jego przebywanie gdzieś na peryferiach wiary (chociaż twierdzi, że jest niewierzący i religia nie pozwala mu znaleźć odpowiedzi na pytania o sens, jednocześnie szuka w niej inspiracji do dobrego życia). Zastanawiam się na ile Thomas jest alter ego samego pisarza, z którego biografii wiadomo, że zmagał się z podobnymi wątpliwościami, a równocześnie był mocniej niż jego bohater pogubiony życiowo. Tak więc "Proste życie" okazuje się wcale nie takie proste, jak by się mogło wydawać. I w tym tkwi cała siła tej książki.

Ernst Wiechert, Proste życie, Borussia, Olsztyn 2001.

wtorek, 3 maja 2011

Zaległy stosik

Stosiki książek znane są praktycznie wszystkim molom książkowym, a aparat fotograficzny w komórce daje możliwość ich opisania bez potrzeby wyliczania wszystkich tytułów zgromadzonych w stosiku. I ja takowy stosik mam (dla odmiany - będzie bez zdjęcia), tyle, że zawiera on nie najnowsze nowości (bo te czerpię z biblioteki), ale książki zaległe. Takie, kupione juz parę lat temu (jak na przykład Sigrid Undset, zakupiona na jarmarku dominikańskim w naszej parafii - w "antykwariacie pod chmurką" można czasem nabyć ciekawe starocie czy kilka książek Orhana Pamuka, kupionych w Merlinie w ramach jakiejś promocji). Takie, kupione całkiem niedawno (jak choćby kolejne książki Erwina Kruka, kupione na Allegro po tym, jak przeczytałam "Spadek"). Ciągle nie było na niego czasu, bo a to wpadała jakaś biblioteczna nowość, na przeczytanie której czas był ograniczony, a to znajomi podrzucali coś nowego, a to w domu pojawiały się nowe, fascynujące tytuły, po które sięgało się od razu. A stosik leżał i ciążył, jak wyrzut sumienia.

W końcu jednak i na niego przyszedł czas. Lektury nie okazały się jednak łatwe. Sigrid Undset i jej opowieści o ubogich ludziach bez szans na poprawę własnego losu podziałały na mnie depresyjnie, tak samo jak "Kronika Mazur" Erwina Kruka, książka będąca swego rodzaju wstępem do "Spadku". Orhan Pamuk "Nazywam się Czerwień" nie wciągnął, a nieco zmęczył - poza ciekawą intrygą kryminalną mamy tutaj opowieść o twórcach miniatur na dworze sułtana i starciu między kulturami Wschodu i Zachodu (i choćby dlatego warto byłoby tę książkę przeczytać raz jeszcze, aby uchwycić wszystkie niuanse i smaczki).

W międzyczasie wpadło parę nowości. Przyszła w końcu rezerwacja na pierwszy tom sagi "Cukiernia pod Amorem" - okazał się równie sprawnie napisany, jak tom drugi. Sięgnęłam też po opowiadania Katarzyny Enerlich "Oplątani Mazurami", które były prezentem dla mojej Mamy. Historie ludzi, poruszające, niekiedy powodujące smutek, aż szkoda, że tak ich mało... Teraz kolejne książki dotyczące Warmii i Mazur, o Janie Liszewskim, założycielu lokalnej "Gazety Olsztyńskiej" i o malarzu Hieronimie Skurpskim (każda wizyta w rodzinnych stronach to pretekst do dowiedzenia się o nich i o związanych z nimi ludziach, czegoś więcej). Jednak kolejne książki w stosiku zaległym już czekają...

Czy macie takie swoje zaległe stosiki? Co powoduje, że przekładacie lekturę na później?