środa, 29 lutego 2012

Bex@ - Liliana Śnieg-Czaplewska

Tragiczna śmierć Zdzisława Beksińskiego (i nie mniej tragiczna wcześniejsza śmierć jego syna, Tomasza) spowodowała wysyp wielu fantastycznych opinii na jego temat. Postanowiła im się sprzeciwić dziennikarka Liliana Śnieg-Czaplewska. Publikując swoją codzienną mailową korespondencję z malarzem chciała pokazać go takim, jak go widziała. Książka wyszła jeszcze w 2005 roku, tym samym, na początku którego zginął malarz, jednak jej nakład jest już wyczerpany - jest dostępna tylko w tanich książkach czy na Allegro.

Sięgnęłam po nią z kilku powodów. Mieszkam na tym samym osiedlu, pomieszkiwałam na nim wcześniej, w czasie, kiedy Zdzisław Beksiński jeszcze żył (ale wtedy jakoś tego nie skojarzyłam). Dopiero, gdy się wprowadzałam do mojego obecnego mieszkania, poprzednicy wskazali mi blok z charakterystycznym graffiti upamiętniającym twórcę. Mijam go idąc do metra czy po zakupy. W przejściu tego bloku namalowane jest zresztą drugie graffiti (to, które widać na zdjęciu poniżej). I aż szkoda, że nie mogę przejść się dalej, wzdłuż okien, aby popatrzeć, jak Beksiński maluje (podobno niektórzy mieszkańcy osiedla tak robili).


Do tego w czasach licealnych byłam wielką fanką audycji Tomasza. Zawdzięczam im sporo muzycznych inspiracji. Ich depresyjność współbrzmiała też z depresyjnymi nastrojami nastolatki. Dokładnie tak, jak zauważył jego ojciec, niektóre osoby kojarzyły najpierw jego syna i wspominały jego audycje muzyczne, a dopiero potem komentowały z zaskoczeniem "to pan jest ojcem tego znanego dziennikarza?". Stąd zainteresowanie losami i Tomasza, i jego bliskich. I ojcu, i synowi dane było tragiczne zakończenie życia. Tomasz popełnił samobójstwo w Wigilię 1999 roku. Zdzisław został zamordowany przez syna znajomych w lutym 2005 roku.

Korespondencja Liliany Śnieg-Czaplewskiej i Zdzisława Beksińskiego odkrywa jakiś rąbek tej tajemnicy. On miał wbudowane dążenie do autodestrukcji, mówi Zdzisław Beksiński o swoim nieżyjącym synu. Opowiada, jak wypełniał jego ostatnią wolę czy też o swoich spotkaniach z jego fanami. Wspomina również swoją nieżyjącą już żonę. I mimo tego, że dane mu było pożegnać i żonę, i syna, mimo, że maluje dość ponure prace, w codziennym życiu zachowuje pokój ducha i jest całkiem pogodzony z życiem w pojedynkę. Nie boi się wygłaszać kontrowersyjnych sądów, czy iść pod prąd wbrew utartym zwyczajom. Czasem opowiada o tak intymnych sprawach, jak fantazje erotyczne. A równocześnie cały czas świadomie wybiera samotność - jego listy pełne są również relacji, jak po śmierci żony Beksińskiego próbowały uwodzić różne kobiety i jak to się kończyło. Jest przezorny w prowadzeniu swoich spraw, chociaż przyznaje, że jest świadomy tego, że niektóre osoby go naciągają. Pisze o malowaniu, o tym, jak tworzy kolejne prace, jak ważne są dla niego prywatność i spokój. Z maili do Liliany Śnieg-Czaplewskiej wyłania się całkiem ciekawy i nietuzinkowy autoportret - i zgodnie z tym, co autorka książki zapowiada we wstępie "z jego listów bije prawda, jakim był człowiekiem". 



Liliana Śnieg-Czaplewska, Bex@. Korespondencja mailowa ze Zdzisławem Beksińskim, PIW, Warszawa 2005 r.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Żony i córki - Elisabeth Gaskell

Po pół roku od mojej poprzedniej notki o książce Elisabeth Gaskell, "Północ i południe", doczekałam się tłumaczenia "Żon i córek". To również saga rodzinna z panoramą społeczną angielskiej prowincji w epoce wiktoriańskiej w tle.

Główną bohaterką książki jest Molly, córka lekarza w miasteczku Hollingford. To zwyczajna dziewczyna z sąsiedztwa, skromna, sympatyczna, pełna ciepła i życzliwości, prostolinijna i uczciwa, podobnie jak jej ojciec. Wcześnie straciła matkę, a gdy jest w wieku -nastu lat, jej ojciec żeni się ponownie. Macocha okazuje się jednak skrajnie odmienną osobowością od doktora i jego córki. Lubi życie na pokaz, ceni innych ludzi, o ile może dzięki nim uzyskać określone korzyści materialne, jest mistrzynią intryg i manipulacji, zręcznie porusza się w swoim małomiasteczkowym środowisku, jak również wśród wyższych sfer. Jej córka Cynthia, przybrana siostra Molly, jest z kolei notoryczną flirciarą. Niestała w uczuciach, bawi się rozkochiwaniem w sobie kolejnych adoratorów. Taka mieszanka charakterów rzecz jasna musi zaowocować konfliktem, a nawet kilkoma.


Ciekawie śledzi się nie tylko losy głównych bohaterów, ale również same opisy przeróżnych sytuacji społecznych w miasteczku i porównuje się z innymi czasami, innymi ludźmi. Wbrew różnicom, jesteśmy dość podobni - tak samo żyjemy życiem innych i plotkujemy o nich, a czasem obmawiamy mylnie interpretując jakieś informacje. Mamy jednak o wiele większą swobodę. Dawniej kręcący się w pobliżu panny kawaler, który ograniczał się do rzucania jej powłóczystych spojrzeń i kręcenia się wokół niej bez wyraźnej deklaracji, przyczyniał się do narażenia na szwank jej i swojej reputacji. Otoczenie robiło wobec tego wszystko, aby skłonić go do oświadczyn. Obecnie taki facet staje się przede wszystkim pośmiewiskiem swoich kolegów. Do tego osoby wolne mogą bez przeszkód spacerować z osobami płci przeciwnej. W czasach Gaskell młodzi ludzie, mogli spotykać się wyłącznie pod kontrolą rodziców, a do krótkich rozmów na osobności dochodziło dopiero wtedy, gdy należało omówić kwestie wzajemnych uczuć. Dzisiaj istnieją portale randkowe, kluby, imprezy... Takich spostrzeżeń możemy dokonać jeszcze wiele.

Książkę czyta się o wiele lepiej niż "Północ i południe". Język pani Gaskell, elegancki i wytworny, w tej książce nie wydaje się specjalnie zawiły i utrudniający lekturę. A może to ja się już przyzwyczaiłam? Liczne konflikty i szybko rozwijająca się fabuła powodują, że jest się trudno oderwać od lektury (przesiedziałam nad książką sobotni wieczór i niedzielne przedpołudnie - ma ona ponad 800 stron). Polecam wszystkim amatorom sag rodzinnych, którzy lubią nie tylko wartką i szybko rozwijającą się akcję, ale również są ciekawi jej szerszego społecznego tła. A ja oczywiście po cichu liczę, że kolejne książki pani Gaskell również zostaną spolszczone :)

Elisabeth Gaskell, Żony i córki, Świat Książki, Warszawa 2012. Za książkę dziękuję p. Katarzynie Kwiatkowskiej, tłumaczce. 

piątek, 3 lutego 2012

Ksiądz Paradoks - Magdalena Grzebałkowska

Jakoś tak mi się kącik biograficzny ostatnio na blogu zrobił, ale nic na to nie poradzę, że lubię czytać o innych ludziach. O ich życiowych wyborach, nierzadko poplątanych drogach, skomplikowanych charakterach. Stąd też i moje zainteresowanie biografią ks. Jana Twardowskiego "Ksiądz Paradoks", napisaną przez Magdalenę Grzebałkowską, dziennikarkę "Gazety Wyborczej". Niektórzy z Was mogą kojarzyć fragmenty tej książki, ponieważ pojawiały się jako reportaże w "Gazecie".


Książka zaczyna się od historii odchodzenia księdza Jana. Warszawski szpital, zgromadzone bliskie osoby, słabnący ksiądz-poeta, który dyktuje swój ostatni wiersz. A potem przeskok do Warszawy w czasie pierwszej wojny światowej, gdy na świat przychodzi mały Jaś. Ojciec widziałby w nim kolejarza, chłopcu pisana jest jednak inna droga: chce być literatem. Po studiach polonistycznych zdecyduje się jednak na wstąpienie do seminarium duchownego. Ten wątek często jest obecny w wojennych biografiach: odpowiedzią na bezsens śmierci panoszącej się wokół, staje się wiara i dokonywane pod jej wpływem wybory. Równocześnie nadal będzie pisał wiersze i stopniowo zyska sławę oraz popularność. Ksiądz-poeta jest człowiekiem licznych paradoksów: cichy, skromny, nieprzepadający za publicznymi wystąpieniami, a równocześnie maskujący powiększającą się łysinę sztucznymi włosami (tzw. tupecikiem). Choć oblegany przez licznych wielbicieli i wielbicielki jego twórczości, a niekiedy też i odwiedzany przez duchy (na przykład ducha policjanta wchodzącego mu do łóżka), pozostaje człowiekiem samotnym. Bardzo wymowny jest sposób spędzania przez niego Wigilii: chodzenie po mieście i zaglądanie w okna znajomych i obcych ludzi...

Wiele pozostaje jednak niewiadome biografce i jej czytelnikom: fakty z życia księdza są niekiedy trudne do ustalenia, gdyż wielu jego bliskich już nie żyje, z kolei o wszelkich trudnych sprawach jego znajomi nie chcą mówić. Wiele kontrowersji budzi też fakt zapisania przez księdza Jana całej swojej spuścizny jednej z opiekujących się nim młodych kobiet i sposób, w jaki spadkobierczyni dochodziła potem swoich praw. Kolejną szeroko dyskutowaną sprawą było niespełnienie przez prymasa Józefa Glempa ostatniej woli zmarłego Księdza-Poety: chciał zostać pochowany na Powązkach, a znalazł się w grobowcach w Świątyni Opatrzności w Wilanowie. Wielbiciele jego twórczości wciąż zostawiają przy jego płycie nagrobnej figurki biedronek...

Książka jest zilustrowana licznymi zdjęciami. Czarno-białe są dopowiedzeniem do historii życia księdza Jana. Jedyna wklejka przedstawia jego skromne, przytulne mieszkanie przy warszawskim kościele sióstr Wizytek. Zdjęcia zostały zapewne wykonane jeszcze za życia księdza, gdyż mieszkanie jest pełne przedmiotów (tymczasem autorka książki pisze o wizycie w mieszkaniu, które po śmierci księdza zostało częściowo opróżnione z rzeczy po nim). Zdjęcia bliskich na dużym regale z książkami, drewniane figurki, kolorowe poduszki, stare modlitewniki i różańce, czy stojące pod łóżkiem buty mówią o księdzu Twardowskim równie dużo, co tekst...

Magdalena Grzebałkowska, Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011.