Nie jestem miłośniczką komedii romantycznych ani tzw. literatury kobiecej, tzn. że muszę obejrzeć/przeczytać wszystko nowe, co tylko się na świeżo pojawi. Nie znam się na reżyserach, aktorach, czy też autorach. Ale od czasu do czasu potrzebuję obejrzeć lub przeczytać coś bardzo lekkiego i przyjemnego. Aby odpocząć, oderwać się od codzienności i utwierdzić się w przekonaniu, że "wszystko będzie dobrze".
Książka Petera Pezzelliego, "Kuchnia Franceski" to właśnie taka książka. Franceska to starsza pani, wdowa. Mieszka sama. Jej dwie córki wyniosły się do innych miast w Stanach i choć często do matki dzwonią, Franceska najchętniej miałaby je gdzieś blisko siebie. Syn Franceski wprawdzie jest na miejscu, ale z młodym mężczyzną kontakt jest jakby trudniejszy. Do tego starsza pani martwi się o jego los - po zawodzie miłosnym do tej pory nie znalazł sobie partnerki. Dzielnica, w której mieszka starsza pani, to też nie ta sama dzielnica, w której z mężem kupowali dom. Włoskie rodziny wyprowadziły się, a ich miejsce zajęli azjatyccy przybysze.
Franceska czuje się więc wyrzucona poza nawias życia. Spowiednik doradza jej, aby znalazła sobie jakieś zajęcie, które pozwoli jej na bycie potrzebną i da poczucie sensu życia. Zainspirowana namową księdza, Franceska rozpoczyna pracę jako gospodyni domowa u Loretty, samotnej matki dwójki dzieci. Początki wydają się trudne - Loretta prowadzi dom zupełnie inaczej, niż robiłaby to Franceska, a dzieci są nieufna i niechetnie włączają się w prace domowe. Jednak tytułowa kuchnia Franceski, czyli włoskie potrawy przygotowywane przez nią z miłością i sercem, potrafią zdziałać prawdziwe cuda... Jakie? Sprawdźcie.
P. Pezzelli, Kuchnia Franceski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.
Wieczorami, po pracy, gdy jestem zmęczona i nie mam ochoty na żadną ambitną literaturę tego typu życiowe książki ze szczęśliwym zakończeniem i pełne ciepła są miodem dla duszy. NIkt mi nie wmówi, że tala literatura jest niska, słaba i niepotrzebna. Jest bardzo potrzebna, by osłodzic prozę życia. Lubie i kupuję tego typu książki.
OdpowiedzUsuńPełna zgoda. Są potrzebne - czasem po prostu fajnie jest sięgnąć i wejść w zupełnie inny świat :)
UsuńPięknie wydana. A do tego wydaje się być ciekawa, lubię poczytać też takie "ciepłe" książki.
OdpowiedzUsuńTak, okładka jest cudna. Sama dzięki ładnej okładkom często sięgam po różne książki. Przykładem chociażby wcześniej recenzowana "Wardęga".
UsuńTo jedna z tych książek, które obiecuję sobie przeczytać, ale której sobie sama nie kupię, bo mi szkoda kasy. No i to największy problem. Ale przeczytam kiedyś :)
OdpowiedzUsuńJa mam inny sposób - wypożyczam z biblioteki ew. kupuję na czytnik w promocji. To pomaga zaoszczędzić miejsce na półkach :)
UsuńTej książki jeszcze nie czytałam, ale jeśli tylko uda mi się trafić na nią w bibliotece przeczytam na pewno. Przeczytałam "Lekcje włoskiego" tego autora i myślę, że w obu książkach klimat jest podobny. Tamta była ciepła i nastrajająca pozytywnie do życie. Czuję, że ta też taka jest :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo podoba mi się podoba pani blog,na pewno będę wpadać.Jestem molem książkowym tak samo jak pani więc to moja kategoria.Zapraszam też do mnie na bloga o tej samej kategoria ,który tak nie dawno został założony
OdpowiedzUsuńhttp://mybooksislucky.blogspot.com/
@rr-odwkowa - Potwierdzam, że jest :)
OdpowiedzUsuńSwiat Książki - dziękuje i zapraszam. Życzę powodzenia w blogowaniu, będę zaglądać :)