Moja mama odwiedziła swoje rodzinną ziemię - Brasławszczyznę - po niemal 53 latach od wyjazdu. Od tamtego czasu często wraca do zdjęć, przegląda internetowe blogi czy też czyta książki pożyczone od znajomych - niskonakładowe pozycje, wydawane własnym sumptem przez pasjonatów. Mimo upływu tak dużej ilości czasu czuje się związana ze stronami, gdzie żyli jej przodkowie, a ona sama spędziła kilkanaście pierwszych lat swojego życia.
Dla mnie takim krajem jest Warmia. Moi przodkowie nie pochodzą stąd, nie jesteśmy tutejsi, nie mówimy twardą polszczyzną z bardzo wyraźnym "r" charakterystyczną dla mieszkańców tych stron. Mama pochodzi z Kresów, rodzina taty to z jednej strony Kaszubi od wieków mieszkający na terenie powiatu kartuskiego, z drugiej - Kujawiacy zmieszani ze starym kaszubskim rodem. Rodzice spotkali się na studiach w Gdańsku. Zamieszkali pod Olsztynem. Tutaj się urodziłam. Mój krajobraz dzieciństwa składa się ze starych domów z czerwonej licowej cegły i drewnianych stodół, falistej linii wzgórz na horyzoncie, alej wysmukłych lip i klonów ocieniających drogi, łanów zboża falujące w zachodzącym słońcu, zapachów letniej łąki czy wodorostów z jeziora, krzyku żurawi o świcie. Jeszcze tutaj bywam, jeszcze tęsknota nie jest tak silna, jeszcze raj nie jest rajem na zawsze i bezpowrotnie utraconym. Ale już zbieram książki, które organizują i porządkują moje wspomnienia, które przywodzą na myśl obrazy, które mam pod powiekami. Głównie publikacje Borussi, olsztyńskiego stowarzyszenia działającego na rzecz zachowania unikalnej kultury tych ziem, ale też albumy fotograficzne Mieczysława Wieliczko.
Najnowszym moim nabytkiem są "Aleje przydrożne", zbiór publikacji z konferencji poświęconej warmińsko-mazurskim alejom, ilustrowany licznymi zdjęciami. To właśnie tutaj aleje przydrożne są charakterystycznym elementem krajobrazu i to właśnie tutaj dzięki zmianie prawa w 2004 r. trwa najbardziej rzucająca się w oczy a nieuzasadniona niczym innym niż doraźną chęcią zysku, wycinka przydrożnych drzew. Mój tata za swojego życia wielokrotnie interweniował w sprawie nieuzasadnionej wycinki przydrożnych drzew w naszej najbliższej okolicy. Potrzebę działania zauważyli też założyciele stowarzyszenia Sadyba (jeden z wydawców albumu), którzy rozpoczęli zorganizowane działania na rzecz ochrony alei. Konferencja i związany z nią album prezentuje nie tylko ich działania, ale umiejscawia aleje drzewne w szerokim kontekście: symboliki związanej z drzewami, architektury krajobrazu, korzyści wynikających z sadzenia i pielęgnacji drzew, historii powstawania dróg na Warmii i Mazurach, debaty nad losem drzew w kontekście dynamicznego rozwoju transportu, zabytkowych domów szosowych i kamieni milowych czy żyjących w lipach i dębach, obowiązującego prawa i nieprawidłowości związanych z wycinką drzew czy praktyk stosowanych w innych krajach. Z albumu dowiedziałam się też, że wielki czarny żuk, który kiedyś spadł mi na głowę przy okazji spaceru, nazywa się pachnica dębowa i że szczególnie upodobał sobie moje rodzinne strony.
Jednak przede wszystkim w książce znajdują się zdjęcia alej - w różnych miejscowościach, o różnych porach roku, o różnych porach dnia, przy różnej pogodzie. A przed oczami mam drogi w okolicy mojej wioski...
Iwona Liżewska, Krzysztof A. Worobiec (red.), "Aleje przydrożne. Historia, znaczenie, zagrożenie, ochrona", Stowarzyszenie na Rzecz Ochrony Krajobrazu Kulturowego Mazur SADYBA, Wydawnictwo Borussia, Olsztyn 2009.
Rzeczywiście krajobraz kulturowy Warmii i Mazur jest tak uroczy, że można uznać go za własny od zawsze. Dzięki alejom przydrożnym właśnie stałam się mieszkanka tego regionu. Zjeździliśmy kawał wschodniej Polski, jednak urzekła mnie aleja wiodąca z Biskupca do Zabrodzia. Jak tylko wjechaliśmy w nią, a jeszcze nie widzieliśmy naszego przyszłego domu, postanowiłam głośno: już więcej nie będziemy szukać, tu będzie nasze nowe miejsce na ziemi. Jednakże z niepokojem żyjmy od jesieni, bo sporo starych drzew dostało wyroki, zauważyłam, że mają numery...Źle mi się to kojarzy....W moim ulubionym krajobrazie ubyło w ciągu niespełna trzech lat już kilka brzóz, strasznie to przykre. Ledwie zakochałam się w tym pejzażu, a już miłość ma okazuje się być nieszczęśliwą.
OdpowiedzUsuńMuszę tam pojechać, chciałabym ją zobaczyć. Chociaż moja ukochana aleja to ta, która biegnie od skrzyżowania na Jeziorany, tego za Barczewem, do Ramsowa. To moja droga do domu. Też z żalem patrzyłam, jak wycinane były kolejne drzewa. Niektóre ze starości/chorób, ale inne, zdrowe - po to by z zyskiem odsprzedać drewno. Mój Tata, już nieżyjący, wielokrotnie alarmował o tym lokalne media. Ludzie w okolicy wiedzieli, że tak jest robione, bo wycinką drzew zarządzała znana ludziom osoba i niektórzy od niej to drewno kupowali, jednak nie było wiadomo, jak się przeciwstawić. Mówi się, że drzewa są zagrożeniem dla samochodów. Ja raczej sądzę, że zagrożeniem dla samochodów są siedzący w nich ludzie. Te trasy wymagają spokojnej i rozważnej jazdy, to nie są autostrady.
OdpowiedzUsuń