Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki podróżnicze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki podróżnicze. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 maja 2012

Ludzie 8 dnia - Krzysztof Pałys OP

Skoro już zeszło na tematy podróżnicze, oto kolejna opowieść z drogi. Sam pomysł jest dość niekonwencjonalny - oto dwóch młodych dominikanów wyrusza z Krakowa autostopem do Macedonii, do Skopje, miejscowości, w której urodziła się Matka Teresa, potem zaś w ten sam sposób do Krakowa wraca. Zakonnicy obserwacje spisują w formie notatek w telefonie komórkowym, a po powrocie nadają im dłuższą, bardziej literacką formę. Tak powstała ta niewielka książeczka, zapis 8-dniowej podróży.

To, podobnie jak w przypadku Jacka Hugo-Badera, zapisy spotkań z ludźmi napotkanymi na trasie. Jednak zakonnicy nie starają się być reporterami - nie przygotowują się do podróży chłonąc informacje o poszczególnych krajach, nie biorą przewodników, nie nastawiają się na zwiedzanie. Ważny jest dla nich cel - chcą dotrzeć do Skopje i stamtąd wrócić, ale też ważni są dla nich ludzie, którzy staną na ich drodze. Ich nierzadko poplątane historie, wręcz takie, które katolickim księżom mogą postawić włosy na głowie, jak chociażby opowieści wyznawcy reiki. Czy spotkanie z polskimi dresiarzami, którzy okazują się mimo groźnego dość przyjaźnie do księży nastawieni. Ta podróż jest dla nich przede wszystkim nauką otwartości - aby spotkać się z ludzi, jakimi są, aby nie próbować na siłę wygłaszać pouczeń czy moralizować (autor przyznaje, że parę razy gryzł się w język), a tylko gdzieś przy okazji dać proste świadectwo wiary - zapewnić o modlitwie, wręczyć obrazek, powiedzieć coś bardzo osobistego. Jednak do niczego nie zmuszać ani nie nakłaniać. Krzysztof Pałys pisze otwarcie o sytuacjach, które wzbudzały w nim lęk czy niepewność i o tym, jak powodowały, że jeszcze bardziej wierzył, że jednak Ktoś nad tym czuwa.


I poza tym, że ta książka jak najbardziej jest zapisem podróży, można też odczytywać ją jako metaforę naszego życia. Podróży, która ma swój początek i koniec. W której wydarzy się niejedna zmiana planów, niejednokrotnie będziemy musieli zmienić trasę, a nawet jeśli się zgubimy, będzie to miało też i swoje dobre strony. W której spotkamy mnóstwo ludzi, przeważnie życzliwych - jeśli sami potraktujemy ich z otwartością, ale też i w której doświadczymy niszczycielskiej siły zła (bohaterowie Krzysztofa Pałysa wciąż zmagają się ze skutkami ostatniej wojny na Bałkanach, chociaż minęło już 20 lat). I w której - jeśli jesteśmy wierzący - będziemy uczyć się, aby jeszcze bardziej wierzyć, jeśli zaś nie wierzymy - będziemy zapraszani do tego, aby uwierzyć. A wszystko to podane w lekkiej, przystępnej formie (dobry odpoczynek po cięższej gatunkowo książce Jacka Hugo-Badera). Bardzo podobał mi się też pomysł okraszenia książki rysunkami na podstawie zdjęć - pomyślałam sobie, że tak rzadko spotyka się jakąkolwiek grafikę w książkach dla dorosłych, a szkoda.

Jeszcze taka ciekawostka dotycząca autora. Prowadzi on całkiem ciekawą stronę dotyczącą duchowości. Znajduje się tam też dział lżejszy, z zabawnymi filmikami o dominikanach. Nad "Szopką" zdarzyło mi się popłakać ze śmiechu, zwłaszcza, że znam niektóre występujące w niej osoby. To zestawienie w każdym razie mówi sporo o samych dominikanach jako zakonie - poważnie podchodzą do tego, co robią (o czym świadczy to, że starannie odprawiana liturgia w mojej dominikańskiej parafii powoduje przepływy wiernych z innych okolicznych parafii i czarną rozpacz proboszczów), ale równocześnie mają poczucie humoru i dystans do samych siebie. Taka jest też właśnie książka "Ludzie 8 dnia" - znajdziecie w niej sporą garść poważnej refleksji, nawiązań do innych autorów, namysłu autora nad światem, wiarą i sobą, ale również lekkie i śmieszne fragmenty.

Krzysztof Pałys OP, Ludzie 8 dnia. Autostopem do Matki Teresy, W Drodze, Poznań 2012

piątek, 4 maja 2012

Dzienniki kołymskie - Jacek Hugo-Bader

Tutaj z kolei zadziałał na mnie marketing "Gazety Wyborczej", bo zdjęcia i fragmenty tej książki były wcześniej publikowane na jej łamach. Były tak sugestywne, że zechciałam zajrzeć do książki. I zerknęłam - niewiele brakowało, aby nasze spotkanie z kolegą we "Wrzeniu Świata" przerodziło się w spotkanie czytelnicze, on zaczytał się w książeczce Mariusza Szczygła, ja nie mogłam się oderwać od reportaży Jacka Hugo-Badera.

Kołyma. Tak, wszyscy macie zapewne to samo skojarzenie. Obozy niewolniczej pracy w ZSSR, z których rzadko komu udawało się wyjść żywym. I pytanie: jak teraz można żyć na tej nieludzkiej ziemi? Czy fakt, że były tam obozy, zginęły tam tysiące ludzi, które w tej ziemi ma swoje groby, ma obecnie jakiś wpływ na obecnych mieszkańców Kołymy? To były punkty wyjściowe do podjęcia przez reportera podróży. Książka jest zapisem ze spotkań z ludźmi, którzy pojawili się na jego drodze. To oni opowiadają Jackowi Hugo-Baderowi historię Kołymy - ale nie fakty z książek, tylko historie o jej innych mieszkańcach (nie tylko ludzkich, ale też zwierzęcych), zasłyszane od wcześniejszych pokoleń. Reporter, towarzysząc swoim bohaterom, obserwuje i rejestruje ich codzienne życie. Szuka odpowiedzi. 


Próbuję sobie przypomnieć, które postaci najbardziej zapadły mi w pamięć. Szamanka Dora, która przepowiedziała, że okładka powstającej książki będzie zielona, ze złotymi literami (autor nie wiedział jeszcze, że otrzyma taką propozycję od grafika). Natalia, córka komisarza bezpieki Nikołaja Jeżowa, która po śmierci ojca trafiła do domu dziecka, a w życiu dorosłym próbowała uciec od tego, kim był jej ojciec, osiedlając się aż na Kołymie. Miejscowy bogacz, Aleksandr Basanski. Major Jurij Sałatin, obecnie złomiarz - ten, którego zdjęcie znalazło się na okładce. I wielu innych. Każdy z nich na swój sposób próbuje uporać się z własną przeszłością, ale też ze świadomością, że żyje w takim miejscu.

Do tego obserwacje przyrodnicze. O "szatunach", legendarnych, wyjątkowo silnych i nienawidzących ludzi niedźwiedziach opowiadają reporterowi mieszkańcy Kołymy. Na własne oczy autor książki może rozpoznać nadchodzącą zimę - oznajmia ją krzew "stłannik", który przed początkiem największych mrozów ściele się płasko przy ziemi i prostuje się dopiero w marcu, gdy mrozy zaczynają ustępować. Ma też okazję poczuć dreszczyk emocji, przeprawiając się łódką przez zamarzającą rzekę Ałdan (ostatni prom przed zamarźnięciem wody zdążył odpłynąć, ale rzeką na własną rękę próbują się jeszcze przeprawiać właściciele małych łódek).

Ta książka to kawałek świetnej, reporterskiej roboty. Zmusza do zatrzymywania się, odkładania jej i namysłu. Nie da się jej przeczytać od razu całej. Może dlatego, że temat nie jest łatwy, ale też dlatego, że jest podzielona na króciutkie części (zawiera dziennik z wyprawy, publikowany na portalu Wyborczej, i rozwinięcie książkowe danego fragmentu dziennika). Dlatego, aby postaci i wątki się nie pomieszały, a historie mogły dobrze wybrzmieć, po prostu trzeba robić sobie przerwy. Tak w ogóle takie zmuszanie do namysłu, refleksji nad tekstem, to moje prywatne kryterium tego, że książka jest czymś więcej niż dobrym kawałkiem literackiego rzemiosła.

Jacek Hugo-Bader, Dzienniki kołymskie, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012