sobota, 10 marca 2012

Miłosz - Andrzej Franaszek

Książkę Andrzeja Franaszka kupiłam, bo interesowało mnie, jakim człowiekiem był naprawdę Czesław Miłosz. W ostatnich latach jego życia media ukazywały go jako nobliwego mędrca, opromienionego nimbem Nagrody Nobla i wybitnych osiągnięć na polu literatury. Ale czy była to prawda?

Dość długo dzieło czekało na swoją kolej. Dzieło - rozmiar książki to ponad 800 stron. Dałabym jej pewnie radę podczas którejś z dłuższych podróży, ale rozmiar skutecznie odstraszał od jej noszenia. Czekała zatem na czas, kiedy będę miała czas na lekturę w domu. Pochłonęłam ją w ciągu któregoś deszczowego lutowego weekendu, ale dopiero teraz mam czas, aby ją opisać.


Czesław Miłosz został sportretowany w tej książce wyjątkowo dokładnie, jako dziecko swojej epoki, XX wieku, z jego wszystkimi perturbacjami i niepokojami. Urodził się w 1911 roku (był rówieśnikiem mojej babci), miał być świadkiem okrucieństw i pierwszej, i drugiej wojny światowej, i komunistycznego reżimu w Polsce i innych krajach Europy Wschodniej, i doświadczyć rozłąki z rodzinnym krajem a także rodzinnym kontynentem, i prywatnie mieć tendencję do nadmiernego komplikowania sobie życia osobistego - a przede wszystkim umieć o tym opowiedzieć w swojej twórczości.

Podziw budzi rzetelna praca autora, który z jednej strony dokopał się chyba do wszystkich możliwych źródeł dotyczących kolejnych etapów życia poety. Z tego, co napisał wydawca w materiałach promocyjnych książki, praca nad biografią trwała aż 10 lat. Równocześnie biograf nie stroni od literackiej egzegezy - cytując wiersze, szuka echa rzeczywistych wydarzeń, które mogły poruszyć emocje pisarza i przyczynić się do powstania tego czy owego wiersza. Analizuje również jego relacje z innymi postaciami świata literatury i sztuki. W książce pojawiają się również świadectwa znajomych. Nie wszystko autorowi udaje się jednak ustalić - na przykład prawdziwych losów jednego z młodzieńczych związków poety w Wilnie - i wtedy dzieli się z czytelnikiem swoją bezradnością. Czasem bywa wobec postępków Czesława Miłosza bezkrytyczny - opisując jego liczne romanse, próbuje go usprawiedliwić, cytując opinie znajomych lub pisząc, że jego literacki geniusz i siła witalna płyną z tego samego źródła (co brzmi mało przekonywająco). Być może wynikało to z obawy przed skonfliktowaniem się z bliskimi pisarza (co z kolei przerobił na sobie autor biografii Ryszarda Kapuścińskiego).  

Ale - wracając do ostatniej książki Mario Vargasa Llosy - czy człowieka przekreślają jego złe czyny? Zwłaszcza, jeśli równocześnie w swoim życiu dokonał wiele dobrego dla innych, wniósł nadzwyczajny wkład w życie całej ludzkości?

Andrzej Franaszek, Miłosz, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011.

2 komentarze:

  1. A ja mimo wszystko nadal nie rozumiem tego uwielbienia dla Miłosza. Jak zachwyca, skoro nie zachwyca? ;) Od jego koturnowej twórczości stokroć bardziej wolę oszczędne w słowa piękno Herberta. Szczęśliwie zatem mogę sobie podarować te 800 stron :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja Herberta też lubię :)

    OdpowiedzUsuń