wtorek, 17 sierpnia 2010

:: Starorzecza :: Antoni Kroh

Każdy z nas ma swoje wspomnienia, historie, ważne wątki, miejsca i osoby - czyli "starorzecza", jak nazywa je Antoni Kroh. O swoich własnych próbuje opowiedzieć w swojej najnowszej książce.

Okładka książki i tytuł zaciekawiły mnie już podczas przeglądu nowości na półce w Trafficu, zapamiętałam na tyle, aby zarezerwować w bibliotece, gdy tylko pojawiła się w katalogu. Pierwsze wrażenie w tym wypadku okazało się trafne. Antoni Kroh, etnograf, historyk kultury oraz tłumacz, potrafi pisać, jak mało kto. Nie wiem, jak i kiedy tak szybko pochłonęłam opasłe tomiszcze jego wspomnień, w których historia życia autora (a właściwie wybrane z niej wydarzenia) przeplatają się ze wspomnieniach o ważnych i bliskich dla niego osobach oraz utraconej posiadłości rodzinnej - majątku ziemskim w Serebryszczu.

"Starorzecza" są nietypową książką. Autobiografie czy biografie pisane są zazwyczaj chronologicznie. Tutaj narracja wije się zakolami jak meandry rzeki, czasem zbacza w dygresje, w których się urywa, a później dany wątek powraca jeszcze w innym rozdziale. To z jednej strony utrudnia lekturę, gdyż trzeba sobie przypomnieć daną postać (jak zwykle w książkach biograficznych czy autobiograficznych, brakuje mi rozrysowanego drzewa genealogicznego, które ułatwiałoby orientację w tekście), chociaż z drugiej strony jest ciekawe, bo właśnie nietypowe.


Książka Kroha to także portret odchodzącej warstwy ziemiańskiej. Nader wyrazistym symbolem jest odebrany rodzinie przez władzę ludową majątek w Serebryszczu na Lubelszczyźnie (włącznie ze zmianą nazwy wsi na Srebrzyszcze). Ale także wartości niematerialne - specyficzna kindersztuba czy zwyczaje językowe, o których utrzymanie walczyły kolejne pokolenia. Kroh nie stroni przy tym od dystansu do samego siebie (zabawnie opowiedziane perypetie z przekręcaniem pisowni nazwiska) czy typowo etnograficznych spostrzeżeń dotyczących zmian we współczesnej polszczyźnie (wspomniana historia przemianowania Serebryszcza na Srebrzyszcze) co dodatkowo ubarwia lekturę. Były takie momenty, że głośno śmiałam, a mama, czytająca artykuły w internecie, patrzyła na mnie z lekkim niepokojem.

Jeszcze jedno spostrzeżenie: sporo wydanych ostatnio wspomnień jest pisana przez osoby z pokolenia moich rodziców (urodzeni w latach 40. minionego wieku) - książki Marii Diatłowickiej, Andy Rottenberg, czy Antoniego Kroha właśnie. Czyżby czuli potrzebę zostawienia po sobie czegoś trwałego, namacalnego, jak swoje spisane i wydane wspomnienia?

Antoni Kroh, Starorzecza, Iskry, Warszawa 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz