wtorek, 20 kwietnia 2010

:: Wierzenia mazurskie :: Max P. Toeppen

Gałązka urwana z brzózki stojącej przy ołtarzu na Boże Ciało, chroni domostwo przed burzą. Jęczmień na oku znika, potarty trzy razy złotą obrączką, znika. Jeśli wiosną po raz pierwszy słyszy się kukułkę, a ma się przy sobie pieniądze, nie zabraknie ich przez cały rok. Z tego rodzaju wierzeniami spotkałam się w dzieciństwie i nadal mają się one mocno, do tego każdy region ma swoje (na przykład warszawiacy wierzą, że stawianie torebki na ziemi powoduje "uciekanie" pieniędzy).

Wierzenia z Warmii i Mazur, w 1866 r. zebrał i opisał w swojej książce nauczyciel z Olsztynka, Max P. Toeppen, który w wolnych chwilach poświęcał się badaniom etnograficznym. Książka "Wierzenia mazuskie" jest jednym z ich owoców. Dwa lata temu wznowiła ją Moja Biblioteka Mazurska z Dąbrówna. Wzbogacona zdjęciami Mieczysława Wieliczko, mojego ulubionego fotografika specjalizującego się w fotografii krajobrazowej regionu (drugim jest Zbyszek Kraśnicki, który za główną inspirację obrał Warmię), jest fascynującą lekturą. Przede wszystkim - bo pokazuje lud, który w obliczu egzystencji zależącej w dużej mierze od kapryśnej pogody czy od chorób, których przyczyny wówczas jeszcze nie są znane (a lekarze traktowani z ogromną nieufnością, w przeciwieństwie do zamawiaczy i czarowników), próbuje tę niepewność obłaskawić. Lud ten próbuje wytłumaczyć sobie różne zjawiska działaniem sił nadprzyrodzonych - za nagłe wzbogacenie się odpowiada kłobuk, topniki z kolei przyczyniają się do utonięć ludzi w licznych tutaj jeziorach. Lud opowiada sobie także różne niesamowite historie. W XIX wieku nie ma jeszcze telewizorów, w związku z tym kultura bazuje zarówno na przekazach ustnych. Są to zarówno przeróbki baśni znanych w całej Europie, jak też lokalne historie, które stopniowo obrosły w fantastyczne szczegóły, jak opowieść o dwóch parach w Kalu, które zorganizowawszy sobie w czasie burzy libację w ustronnym domku poza wsią, zginęły od porażenia pioruna.



Toeppen cytuje też szeroko kolportowane w końcu ubiegłego wieku pismo "Jakuba Turowskiego klucz do bardzo ważnych tajemnic", które prezentuje wybrane formuły zamawiania, zawiera nieco numerologii (spis dni szczęśliwych i nieszczęśliwych) oraz astrologii (charakterystyka osób urodzonych w poszczególne dni tygodnia), wróżby dotyczące "dwunastek" czyli dni między Bożym Narodzeniem a Objawieniem Pańskim, a także przepowiednie dotyczące przyszłych losów Europy. Można pokiwać głową z politowaniem, że mieszkańcy Mazur z końca XIX wieku byli aż tak zabobonni. Wcale nie mniej od nas. Wiele z ich przekonań podzielanych jest nadal, tak samo, jak popularne pisma chętnie drukują horoskopy, wróżby czy domowe sposoby na wszelkie choroby. Jedynie zamawiaczy i czarowników na Warmii już nie ma...

Max P. Toeppen, "Wierzenia mazurskie", Moja Biblioteka Mazurska, Dąbrówno 2008.

5 komentarzy:

  1. nie tylko warszawiacy tak twierdzą. ;-)
    z gałązką i kukułką podobnie mam. :-)

    ciekawa pozycja to musi być. lubię czasami takie rzeczy poczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. bo może to twierdzą ci warszawiacy, którzy przyjechali z południa ;-) kolega też widział w stolicy ludzi tratujących brzózki przy ołtarzach na Boże Ciało (a w bloku przecież nie trzeba bać się uderzenia pioruna?). w każdym razie książka jest naprawdę fascynująca. ogólnie książki regionalne, zwłaszcza takie niskonakładowe, są naprawdę ciekawe. można w nich znaleźć to, czego brakuje w standardowych przewodnikach po jakimś regionie i co naprawdę jest fascynujące.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno sięgnę po tę książkę, ostatnio lubię czytać o tajemnicach, wierzeniach, magii, no i zdjęcia p. M. Wieliczki...

    Skromnie dziękuję za uznanie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Zbyszek
    jest jeszcze druga praca na ten temat, Hochleitnera (jest w pasku przeczytanych w tym roku), która dotyczy Warmii południowej (czyli moich rodzinnych stron). Też ciekawa.
    nzmc ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za informację, jutro wybieram się do biblioteki, na pewno wypożyczę:)

    OdpowiedzUsuń