Któregoś roku studiów przez wakacje dojeżdżałam do Gdańska do pracy. Raz w tygodniu sprzątałam biura. Przyjeżdzałam w czwartek wieczorem, zostawiałam rzeczy u siostry, potem szłam ze znajomymi na imprezę do Kwadratowej, z której wracałam późno, w piątek cały dzień pracowałam, w sobotę wczesnym rankiem jechałam osobówką do Olsztyna. I ta podróż poranna, niespieszna, miała swój urok, w przeciwieństwie do podróży pospiesznym. Zaspani mężczyźni, wiejskie gospodynie, rozmowy, które przeciętny student rzadko kiedy może posłuchać, niespiesznie sunące krajobrazy za oknami.
"Zapiski na biletach" Michała Olszewskiego to właśnie opowieść o tęsknocie za takim światem. Światem, który powoli odchodzi w przeszłość - powstaje coraz więcej lepszych dróg, które nie przebiegają już środkiem miejscowości, pociągi jeżdżą coraz szybciej, więc i z ich okien niewiele już można dojrzeć. To zresztą symbol szybkich przemian, w obliczu jakich znalazł się nasz kraj. Jednak stare tak łatwo nie ustępuje - wystarczy wypuścić się w głąb, na lokalne drogi, lokalne połączenia kolejowe i PKS by zanurzyć się w tym, co lada moment będzie przeszłością. Symbolem starego i nowego, kilkakrotnie w książce przywoływanym, staje się kiczowaty zajazd Flamingo w okolicach Alwerni - miejsce sobotnich dyskotek, gdzie miejscowa młodzież marzy o ucieczce ze swojego szarego życia, a przyjezdni dziwią się wszechobecnemu kiczowi.
Dałam się porwać tej książce, jej niespiesznemu, wciągającemu rytmowi. Zdjęciom autora, ilustrującym tekst. Szukałam opisywanych miejsc na mapce, od której zaczyna się książka. Znalazłam nawet Barczewo, siedzibę gminy, w której się wychowałam - jego przenośna nazwa, "Wenecja Północy", służy Olszewskiemu do refleksji nad naśladownictwem w naszej kulturze. I proponuje paradoksalne odwrócenie sytuacji: a co, gdyby tak Wenecję nazwać "Barczewem Południa"? Humor czy zwracanie uwagi na tkwiące w miejscach, ludziach, zdarzeniach paradoksy, to też ważna część tej książki. Ale czy paradoksem nie jest przede wszystkim współczesna Polska?
Michał Olszewski, Zapiski na biletach, WAB, Warszawa 2010.
Chętnie przeczytam, poniekąd jestem związany z Barczewem:) Kiedyś też opublikowałem kilka notek na temat "Wenecji Północy" vel "Podolsztyńskiej Wenecji". A Olszewskiego czyta się super, polecam opowiadania "Do Amsterdamu".
OdpowiedzUsuńTam na temat Barczewa jest stosunkowo mało, więc nie chciałabym, żebyś się rozczarował :) Z ciekawostek - Barczewo było też ostatnio opisywane przez Tygodnik Powszechny ze względu na skalę remontów i rewitalizacji, jakie tam się prowadzi. Bardzo się cieszę, bo do tej pory było to najbrzydsze miasteczko w okolicy. "Do Amsterdamu" znam i mam, zresztą dlatego sięgnęłam po jego kolejną książkę. Opowiadania są jeszcze lepsze, tak jakby Olszewski zainspirował się najlepszymi momentami z pierwszej książki i stworzył z nich pomysł na książkę drugą.
OdpowiedzUsuń