Mam sentyment do prozy Stefana Chwina jeszcze z czasów moich studiów w Gdańsku. Mieszkałam w akademikach przy ul. Polanki, niedaleko budynku wydziałów historycznego i filologicznego Uniwersytetu Gdańskiego, nazywanych potocznie "humaną". To miejsce pracy Stefana Chwina i stąd już tylko o krok do urokliwej starej części dzielnicy Oliwa, z którą pisarz jest związany od swoich najmłodszych lat. Stare, zdobione wille i kamienice przypominają o ich niemieckiej przeszłości, podobnie jak stare przedmioty na stoiskach handlarzy starociami podczas Jarmarku Dominikańskiego, chociaż ich dawnych mieszkańców w Gdańsku już nie ma. Moja wyobraźnia próbuje sięgnąć czasem do dawnych czasów; nie inaczej w swoich niektórych książkach czyni Stefan Chwin.
Jego najnowsza książka, "Panna Ferbelin", to właśnie tego rodzaju ćwiczenie: wyobraźmy sobie, że jesteśmy w Gdańsku z końca XIX wieku - poukładany, mieszczański świat. Tytułowa bohaterka powieści, panna Maria Ferbelin, córka stolarza, dostaje właśnie pracę jako guwernantka Helmuta, syna prokuratora Hammelsa - głównego reprezentanta władzy w mieście. Ma zagwarantowaną wysoką pensję, co zapewnia bezpieczeństwo skromnemu domowemu budżetowi - stolarz Ferbelin na skutek kryzysu ekonomicznego od jakiegoś czasu nie ma już zamówień na meble. I oto pojawia się Nauczyciel z Neustadt, mężczyzna, który głosi w Gdańsku nauki na temat sensu życia. Zainspirowani jego słowami pracownicy stoczni zaczynają walczyć o swoje prawa pracownicze, a równocześnie ma miejsce poważny zamach terrorystyczny. Dla prokuratora Hammelsa stanowi to nie lada wyzwanie: jego główny konkurent, komisarz policji, tylko czeka na potknięcie prokuratora, aby móc udowodnić mu jego słabość i przejąć władzę w mieście. Sytuacja jest też wyzwaniem dla samej panny Ferbelin, która zostaje kochanką Nauczyciela. I jak to w powieści bywa, wszystko się jeszcze bardziej skomplikuje. Jak? A to już tajemnica.
To, co mnie zafascynowało najbardziej, to realizm, w jaki pisarz oddał tamten świat. Czytając, czułam, że jestem właśnie w tym dawnym Gdańsku, zarówno przez starannie nakreśloną topografię miejsc, posługiwanie się starymi nazwami ulic czy drobiazgowe opisy przedmiotów. Z drugiej strony, zdawałam sobie sprawę, że jest to właśnie swego rodzaju ćwiczenie intelektualne na temat: co by było, gdyby Chrystus pojawił się na ziemi po raz kolejny, właśnie w XIX-wiecznym Gdańsku? Kim byłaby Maria Magdalena, uczniowie, kto wystąpiłby w roli Poncjusza Piłata? Co więcej, pojawiają się też aluzje do wydarzeń już późniejszych - strajków robotniczych na Wybrzeżu w latach 1970 i 1980 czy Lecha Wałęsy. Najciekawsze są jednak dyskusje toczone przez głównych bohaterów, ale też konflikt pomiędzy ich dążeniami, który nieuchronnie się pojawi. Polityka nazwała zresztą książkę Stefana Chwina powieścią idei, podkreślając, że najciekawsze w niej jest właśnie starcie racji głównych bohaterów. Jednak to nie tylko starcie racji. Jak dla mnie przede wszystkim ciekawe były pytania, które stawiają sobie bohaterowie i które nie zostają rozstrzygnięte. Bo każdy z nas musi znaleźć odpowiedzi na nie sam, w swoim życiu.
Stefan Chwin, Panna Ferbelin, Wydawnictwo Tytuł, Gdańsk 2011.
Och! Pokochałam Chwina przez "Hanemana", ale od tamtego czasu nie miałam okazji rozwinąć swego uwielbienia. Twoja recenzja zachęciła mnie, aby sięgnąć po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńNie czytałem niczego tego autora, więc wpisuję na listę...
OdpowiedzUsuńWitaj:)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu miałam książkę u siebie. Kręciłam się już jakiś czas obok Chwina, ale dotychczas nie czytałam nic. Co dziwne bo także jestem zakochana w Gdańsku. Wprawdzie mieszkamy z mężem ponad 400km w doło-bok kraju, ale na wakacje udajemy się tam. Gdańsk to miasto w mieście. W każdej dzielnicy jest inaczej. Najbardziej mi bliska jest właśnie Oliwa. Mój tato jeździ do Gdańska rok po roku od 30 lat i zaczytuje się tam najczęściej Huellem, lub właśnie Chwinem. Pana Pawła mam obczytanego, dlaczego dotychczas nie sięgnęłam po pana Stefana doprawdy nie wiem!:)
Ale myślę, że Panna Farbelin nie jest najszczęśliwszym wyborem na początek. Przeczytałam około 50 stron powieści i odłożyłam. Nie wróciłam już do niej. Fascynowała mnie topografia miasta (choć bez znajomości miejsc, nie jest to aż tak duża frajda), fascynował mnie klimat książki i ogólny nastrój, ale zupełnie nie wchodziłam w całość, a w akcję.
Przykro mi:(
Jeśliś obczytana w panu Stefanie, powiedź, która powieść najlepsza na początek?
Pozdrawiam.
Papryczko, ja zaczynałam od Hanemanna. Wydaje mi się, że jest dobra aby zacząć od niej lekturę książek Stefana Chwina, bo jest utrzymana w konwencji realistycznej (a Panna Ferbelin już nie). Co prawda, nie wszystko, co zostało w niej opisane, istnieje - na przykład dom, w którym mieszkał Hanemann; pamiętam, ile naszukałam się go po starej Oliwie, aby się przekonać, że nie ma tam budynku o takim numerze ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odpowiedź. Po napisaniu komentarza nie zapisałam sobie nazwy bloga Twojego (a trafiłam przypadkiem poprzez łańcuszek innych blogów) i byłam tak ciekawa czy i co mi odpisałaś, aż w końcu dziś się zaparłam i przez Chmurdalię wróciłam w Twoje progi:) W filii obok mojego domu stoją chyba wszystkie Chwiny, więc następnym razem któryś ze mną wyjdzie:)Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNie za ma co :) Staram się odpisywać, może nie zawsze od razu, bo nie zawsze jestem w sieci, ale tylko jak widzę, że pojawiły się nowe wpisy :) Co do książek Chwina to masz super możliwość, nic, tylko brać i korzystać ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki Chwina, do tej jeszcze nie dotarłam, ale zamierzam. Jak widuję go na korytarzu wydziału filologicznego, zawsze wyobrażam sobie jak siedzi przy biurku i pisze takie cudowności ;) Gdańsk ma coś takiego magnetycznego, ale szczerze mówiąc tylko o Gdańsku jestem w stanie czytać, inne miasta kompletnie mnie nie interesują, nie czuję ich klimatu na papierze. Proza gdańska jest plastyczna dzięki temu, że mogę wyjść z domu przejść się po tych wszystkich uliczkach (rewelacyjna wędrówka po Wrzeszczu i Brętowie przy okazji czytania "Weiser Dawidek" Pawła Huelle... albo Grass! Miodzio ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa też go sporadycznie widywałam, mieszkałam na Polankach i czasem zaglądałam też na "humanę" (dkf, dobra księgarnia, ciekawe spotkania). Co do gdańskich książek - mam dokładnie to samo wrażenie, Gdańsk ma trzech piewców, którzy potrafią w prozie oddać urok tego miasta. No i mogłam właśnie te wszystkie miejsca od razu odwiedzić, aby skonfrontować wyobrażenia z wrażeniami :)
OdpowiedzUsuńPodobno potrafi to też Marek Krajewski, piszący w swoich kryminałach o dawnym Wrocławiu - czy ktoś z Was go czytał i może coś powiedzieć na ten temat?
Ja zaczęłam przygodę z książkami Chwina od "Doliny radości" i to był początek mojej fascynacji. Później zaczęłam szukać kolejnych jego książek. Przeczytałam już większość (w tej chwili kończę "Pannę Ferbelin"), ale nadal chyba "Dolina radości" jest moją ulubioną. Polecam!!
OdpowiedzUsuńU mnie zdecydowanie Hannemann i Esther są na pierwszym miejscu - może dlatego, że to pierwsze książki Chwina, po które sięgnęłam?
OdpowiedzUsuńA może coś w tym jest, że książki, dzięki którym go odkryłyśmy stały się nam najbliższe:)
OdpowiedzUsuńteż o tym pomyślałam :)
OdpowiedzUsuńWitaj ponownie:)
OdpowiedzUsuńJakieś dwie godziny temu skończyłam Hanemanna (wypożyczona czeka Esther) i jestem zakochana absolutnie. Cudo, cudo, cudo! Dwie następne godziny spędziłam przeglądając stare zdjęcia Oliwy i szukając jakiegoś zdjęcia kamienicy. Bardzo chciałam ją zobaczyć i zupełnie zapomniałam, że pisałaś o tym, że ona nie istnieje:) Chociaż kiedy weszłam na google maps w opcje Earth i wpisałam adres to pokazało mi się jakieś miejsce z domem. Nie wiem czy co to za budynek, bo widok mam tylko z góry, w dodatku spłaszczony:)
A wiesz w październiku w Poznaniu spotkałam pana Chwina, spacerował z małżonką:)
Pozdrawiam ciepło:)
Cieszę się bardzo, że Ci się ta książka spodobała. Ja najbardziej starą Oliwę lubię o tej porze roku jak teraz, kiedy jest złota jesień (z tego, co wiem, w Trójmieście jest bardzo piękna w tym roku).
OdpowiedzUsuńHm, a może jednak budynek istnieje, tylko ja go wtedy nie znalazłam?
Państwo Chwin są, z tego co wiem, praktycznie nierozłączni :) Ciekawa jestem, jacy są prywatnie, w mediach i w książkach sprawiają wrażenie dobrego małżeństwa.
Pozdrawiam również :)
Kiedyś jak pojadę do Gdańska znajdę ją, znajdę! Jeśli rzecz jasna jest ta kamienica:)
OdpowiedzUsuńA wtedy w Poznaniu spotkałam ich zupełnie przypadkiem, nagle mi wyszli na przeciw. Nie byłam pewna czy to pan Chwin choć podobieństwo było uderzające. Potem sprawdziłam, że dwa dni wcześniej było właśnie w Poznaniu z Chwinem spotkanie, więc to musiał być on. Wtedy nie podeszłam, bo co miałabym mu powiedzieć. Żadnej pana książki nie czytałam, ale wiem, że to pan hihi. Teraz bym może podeszła, już bym coś mogła powiedzieć:)
Uwielbiam Gdańsk, choć bardzo rzadko bywam. Po Hanemanie zatęskniło mi się za Trójmiastem. Uwielbiam także grzebać się w starych fotografiach i wyszukiwać różne smaczki dotyczące oglądanego miejsca. Magia:)
Pozdrawiam.
Ja też tak kiedyś do pana Chwina nie podeszłam, ale to było w tramwaju, rozmawiał z jakąś studentką? pracownicą naukową? Za to kiedyś po spotkaniu autorskim zamieniłam z nim parę słów.
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że ja też czytam jego książki po to, aby móc łatwiej wywołać z pamięci znajome miejsca. I również lubię stare zdjęcia znanych mi miejsc. Mam na przykład taki album ze zdjęciami z Olsztyna - jaka to była zabawa, aby przywołać miejsca ze starych zdjęć w ich obecnym kształcie w wyobraźni :)