poniedziałek, 5 kwietnia 2010

:: Mozaika rodzinna :: Maria Diatłowicka ::



Wielokrotnie próbowałam sobie wyobrazić życie moich kresowych i kaszubskich przodków. Jakie było ich życie codzienne, jak układały się ich losy - jednak nie pozostaje mi nic innego, jak zaledwie garstka wspomnień przekazanych przez nieżyjących już Dziadków i Tatę czy barwne historie mojej Mamy.

Tym bardziej zazdroszczę Marii Diatłowickiej, autorce "Mozaiki rodzinnej", tak dogłębnej znajomości losów swojej rodziny. Jestem też świadoma ogromu pracy, jaki autorka włożyła w tę książkę, spotykając się z dalekimi krewnymi i gromadząc wspomnienia na temat protoplastów rodu, które złożyły się na jej wielowątkową i barwną opowieść o tym jak potoczyły się losy potomków niemieckiego rzemieślnika, Johanna (później Jana) Reiffa, który w pierwszej połowie XIX wieku osiadł w Warszawie. Losy niejednokrotnie skomplikowane i pogmatwane, chociażby przez to, że rodzina, choć świadoma swoich niemieckich korzeni i ewangelicka, jak przystało na Niemców, równocześnie w pełni utożsamiała się z polskością i Polakami.

Poza skrupulatnym odnotowaniem biegu życia poszczególnych osób, Diatłowicka, zgodnie ze swoim socjologicznym wykształceniem, nie stroni też od szerszych charakterystyk społeczeństwa - czy są to warszawscy mieszczanie przełomu wieków czy społeczeństwo okupowanej Warszawy - które stanowią szersze tło opisywanych historii. To znakomicie ułatwiało pracę wyobraźni, jeśli chodzi o przedstawienie sobie, jak mogło wyglądać życie codzienne. Momentami ten dystans wydawał mi się jednak zbyt duży - jak na przykład w opisach wielotygodniowych pobytów mężczyzn z warstwy mieszczańskiej poza domem (który to czas był poświęcany na dość mało wyszukane rozrywki) oraz frustrację ich małżonek. Tu aż prosiłoby się zająć zdecydowane stanowisko - które autorka zresztą niejednokrotnie przyjmuje, opisując postawy swoich krewnych wobec ważnych wydarzeń historycznych targających Polską XX wieku. Tymczasem Diatłowicka tłumaczy panów, a pomija niewątpliwe cierpienie i frustrację ich małżonek.

Dzięki książce Diatłowickiej poznałam również kawałek fascynującej historii związanej ze znanymi mi miejscami współczesnej Warszawy, jak na przykład siedzibą Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Nie byłam świadoma, że to z tego budynku strzelano do namiestnika carskiego Berga, i to właśnie tutaj Rosjanie w ramach odwetu na mieszkańcach kamienicy zniszczyli pamiątki po Fryderyku Chopinie (w tym znany z wiersza Norwida fortepian). Nie byłam świadoma dwuznacznej sytuacji związanej z karuzelą przy getcie - choć korzystanie z niej było potępiane, równocześnie służyła jako miejsce przerzutowe organizacji pomagającym Żydom.

To, czego mi najbardziej brakowało, a co niewątpliwie mogłoby być dużym atutem książki i ułatwiło orientację w niej, to nagłówki stron przypominające, w którym miejscu drzewa genealogicznego aktualnie się znajdujemy. Historii zebranych w książce jest mnóstwo. Imiona się powtarzają. Szybka orientacja jest niemożliwa. Wprawdzie książka zawiera dołączony rysunek drzewa genealogicznego, ale jest on tak duży, że trudno go często składać i rozkładać.

Książka Diatłowickiej stała się też dla mnie inspiracją. Aby uzupełnić własne drzewo genealogiczne, w tej części, która jest jeszcze nieskończona i aby nadal spisywać rodzinne opowieści. Sprezentowałam też mojej Mamie gruby zeszyt i zachęcam ją, aby przelała swoje historie na papier...

Maria Diatłowicka, Mozaika rodzinna, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2009

3 komentarze:

  1. Mnie urzekła w tej książca ogromna duma z rodziny i jej udziału w trudnej historii Polski.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, to było też dosyć widoczne - oni brali udział w większości tych wydarzeń. zresztą, która rodzina nie brała? w mojej też byli i walczący w wojnach, i AKowcy, więzień Starobielska, ale też i zwolennicy PRL. w końcu historię tworzą losy ludzi. inna sprawa, że ci, którzy je opiszą, są przez to bardziej widoczni i lepiej zapamiętywani.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, wybacz, że zaśmie­cam Ci komen­ta­rze, ale chcia­ła­bym pro­sić o drobną przy­sługę. Wystar­to­wa­łam jakiś czas temu z wła­snym blo­giem, ale nie­stety jest mała fre­kwen­cja czy­tel­ni­ków. Mój blog nie jest pro­fe­sjo­nalny, taki zwy­kły, piszę sobie tam, kiedy mam ochotę i czas. Czy mogła­bym liczyć na to, że doda­ła­byś go do listy blo­gów pole­ca­nych? Oczy­wi­scie odwdzię­czę się tym samym.
    Będę bar­dzo wdzięczna. Pozdra­wiam!
    http://www.mybooks.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń