niedziela, 12 września 2010

:: Officium Secretum. Pies Pański :: Marcin Wroński

Bardzo rzadko sięgam po kryminały. Kiedyś miałam fazę na Raymonda Chandlera, bo swego czasu polecał go Tomasz Beksiński w jednej ze swoich audycji, potem siostra poleciła mi "Lesia" Joanny Chmielewskiej, który jest nie tyle kryminałem, co jego parodią. Ale do gatunku jako takiego mnie nie ciągnie. No, chyba, że porusza inne, ciekawe dla mnie wątki.

Na przykład wątki związane z dominikanami. Stąd znalazły się swego czasu w szafce książeczka "Bezpański pies" i książka "Pan Szatan" Irka Grina. Bohaterem obu jest prywatny detektyw Józef Maria Dyduch, były dominikanin, w tle miasto Kraków. Postać dosyć oryginalna. Dlatego też ostatnio znalazła się w szafce książka Marcina Wrońskiego "Officium Secretum. Pies Pański".


Główny bohater książki to dominikanin, ojciec Marek Gliński, który wraca do Lublina oficjalnie jako wykładowca KUL, jednak mając do wykonania także misję nieoficjalną. Jaką, tego stopniowo dowiadujemy się wraz z rozwojem akcji, nie tylko obserwując poczynania samego Glińskiego, ale również oczami tropiących go dziennikarza i policjanta. Stopniowo poznajemy też jego przeszłość - okazuje się, że przed wstąpieniem do zakonu był agentem SB, co nadal pamięta jeszcze wiele osób, między innymi pewien pracownik Uniwersytetu... Z kolei ambitna córka tegoż pracownika próbuje zrobić karierę polityczną wykorzystując to, że jej ojciec był prześladowany przez służby - nawet jeśli samego ojca zdążyła znienawidzić za ciągłą nieobecność w domu. A skoro jest kryminał, musi być też trup, tym razem franciszkański. Ale wszystkiego nie zdradzę. Przeczytajcie sami. Chociaż gdybym miała wybierać, to zdecydowanie bardziej podobają mi się książki Irka Grina, ze względu na chandlerowski, podszyty ironią i dystansem, sposób sportretowania głównego bohatera. Gliński wydaje się mało wyrazisty, także przez to, że jest pokazany z dwóch perspektyw równocześnie: wszechwiedzącego (lecz mało gadatliwego) narratora w trzeciej osobie, który głównie rejestruje zachowania, ale też ciekawskiego dziennikarza, który nie wie wszystkiego, ale za to myśli bardzo schematycznie.

Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego dominikanie są w Polsce tak dobrymi kandydatami na bohaterów kryminałów? Wielowiekowe skojarzenia z Inkwizycją? Może też prestiż samego zakonu - obydwu dominikańskich bohaterów, i Dyducha, i Glińskiego, wyróżnia zamiłowanie do luksusu i drogich gadżetów, co może być pewną wskazówką, swego rodzaju chińskim portretem (dla niewtajemniczonych: to technika projekcyjna stosowana w badaniu marek - badani maja za zadanie wyobrazić sobie markę jako człowieka, i po tym jak go opiszą, można wnioskować, jaki wizerunek marki naprawdę noszą w głowie). A może macie jeszcze jakieś inne pomysły?

Marcin Wroński, Officium Secretum. Pies Pański, WAB, Warszawa 2010

4 komentarze:

  1. Jeżeli chodzi o kryminały to najchętniej czytałem książki Agathy Christie i Joe Alexa :)
    Z kryminałów "zakonnych" polecam film "Imię Róży", bardzo mi się spodobał :):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Agathy Christie chyba kiedyś coś czytałam, ale nawet nie pamiętam, Joe Alexa - tylko nazwisko kojarzę. trzeba by było nadrobić kryminalne zaległości ;) za to czytałam "Imię róży" i też mi się bardzo podobało.

    OdpowiedzUsuń
  3. A. Christie nie trawię - nie mogłem przebrnąć nawet przez jedną książkę i się zniechęciłem. J. Alex wymiata. A książki Wrońskiego to już w ogóle majstersztyk. Może dlatego, że miejscem akcji jest moje rodzinne miasto :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No bo w sumie fajniej czyta się o miejscach, które sami znamy :) Jest szansa na konfrontację wyobrażeń autora z naszym doświadczeniem, ale też i dreszczyk emocji, że w takim zwykłym miejscu też może wydarzyć się coś niezwykłego...

    OdpowiedzUsuń