Z jakieś dwa lata temu należałam do społeczności czytelników pierwszej wersji bloga Szymona Hołowni na Newsweeku. Autor dzielił się swoim podejściem do aktualnych problemów Kościoła katolickiego, które jest mi bliskie ze względu na przynależność do tego samego pokolenia, społeczność toczyła mniej lub bardziej intelektualne boje, autor czasem się włączał, czasem zostawiał dyskutantów samych sobie. Lektura bloga była elementem codziennej porannej prasówki. Problem zaczął się, gdy zaczęło się na blogu pojawiać coraz więcej pań, zwabionych zapewne wystąpieniami autora w programie "Mam Talent", rywalizujących ze sobą na długość komentarza (co dodatkowo umożliwiło im wyłączenie przez admina takiego ograniczenia). Coraz ciężej czytało się te komentarze, coraz trudniej było dyskutować z autorem, skoro każda krytyka spotykała się z obroną walecznych pań. Teraz poprzestaję więc na przeglądzie samych notek na nowym blogu na Newsweek.pl i nowym blogu na Religia.tv. Z tego, co wiem, to samo robią też znane mi i niegdyś aktywne jako komentatorzy, osoby.
Jednak na działalność Szymona Hołowni na polu religijnym nadal patrzę przychylnie. Wierzę, że robi dobre rzeczy. Wierzę, że ma talent, który - gdyby podbudować go głębszą analizą tekstów oraz refleksją nad samym sobą i umiejętnym dzieleniem się swoimi doświadczeniami - uczyniłby go Macolmem Gladwellem polskiej teologii. Kimś, kto przedziera się przez strony opracowań naukowych, aby w prosty i łatwy sposób podawać tematy pozornie trudne i niezrozumiałe oraz odpowiadać na najbardziej nawet bzdurne pytania.
Tymczasem ostatnia książka, "Bóg. Życie i twórczość" sprawia wrażenie napisanej naprędce, w pośpiechu i przez to wydaje się być dość powierzchowna. Sam pomysł - przedstawienie Boga chrześcijaństwa w formie kilkunastu rozdziałów zawierających tekst główny, poradnik i zestaw lektur, jest ciekawy. Realizacja wypadła jednak słabo. Autor z próbuje zrelacjonować to, co piszą w danym temacie związanym z Bogiem (Bóg Starego Testamentu, Jezus, Duch Święty, Bóg muzułmanów, itd.) jego ulubieni autorzy i publicyści. Te fragmenty są najtrudniejsze do czytania, napisane zawiłym, maksymalnie udziwnionym językiem. Może sprawdza się on w krótszych formach, takich jak felieton czy notka na bloga, jednak tutaj sprawia wrażenie przegadania. Hołownia bardzo rzadko dzieli się osobistym doświadczeniem - ale jeśli już to robi, te partie książki są jak dla mnie zdecydowanie najlepsze i szkoda że jest ich tak mało: jak fragment o tym, że po wielu latach Hołownia zrozumiał, że szukanie woli Boga to nie pytanie Go o Jego wolę względem nas a stawanie się coraz bardziej sobą. Czy chociażby refleksje z podróży po Ziemi Świętej, które wręcz domagałyby się pogłębienia w osobnym tekście, w rodzaju pamiętnika z podróży (po mistrzowsku takie teksty pisze Andrzej Stasiuk). Równie ciekawe mogłaby być zapowiadane przez Hołownię zestawienie najdziwniejszych sekt religijnych - przyznaje się, że zbiera o nich informacje, więc kto wie... Marzy mi się także książka o śmierci - notatki z wykładu Szymona Hołowni na ten temat wygłoszonego na Dominikańskiej Szkole Wiary w Warszawie bardzo pomogły mi w sytuacji osobistych wątpliwości i rozterek związanych ze śmiercią bliskiej osoby. Oczywiście, jeśli wszystkie te tematy zostaną odpowiednio dopracowane i pogłębione.
Na koniec anegdotka. Na ostatniej stronie autor "Boga" zamieścił podziękowania dla Eli, która jest redaktorem merytorycznym tej książki (i kilku innych ostatnich książek Szymona Hołowni). Autor opisując intelektualne spory toczone z panią redaktor, przywołuje także zastosowany przez nią zwrot "cienki jak sik pająka". Pisząca ten post miała w tym swój skromny udział, nauczywszy powiedzenia panią redaktor. Pochodzi ono od niejakiego Adriana, jednego ze znajomych, z którymi dzieliłam mieszkanie kilka lat temu. Adrian miał mnóstwo takich powiedzonek, część z nich przejęłam. I oto teraz jedno z nich trafiło do historii polskiej publicystyki...
Szymon Hołownia, Bóg - życie i twórczość, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010.
Bardzo ciekawa recenzja. Sama mam w planach zakup tej książki, bo bardzo trafia do mnie tematyka i styl Hołowni (do tej pory czytałam "Monopol na zbawienie" i "Kościół dla średnio zaawansowanych"). Przyznam, że liczyłam, że ta nowa książka będzie super-hiper, a Ty nieco ostudziłaś mój zapał ;) Jak to zwykle bywa, najlepiej sprawdzić samemu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
I te dwie książki są dobre, najlepsza jest "Ludzie na walizkach". Tutaj zaś widać spadek formy - ale sprawdź to jeszcze sama :)
OdpowiedzUsuńTo było dużo, dużo wcześniej niż dwa lata temu (leci ten czas :-) ). Ta pierwsza, najfajniejsza społeczność czytelników spotykała się na blogu Szymona H. prawie 4 lata temu. To było bardzo specyficzne miejsce, bo nie dość że ludzie (niewielka garsteczka) dyskutowali, to np. czasami też się za siebie modlili (jeśli była taka konieczność, albo gdy gospodarz o to poprosił). Nie wiem co teraz dzieje się w komentarzach, bo na w/w bloga zaglądam raz na czas i to tylko do notek Sz.H. (proszę, proszę.... nie wiedziałam, że inni "znajomi" z dawnych czasów też tak robią).
OdpowiedzUsuńNie chciałabym się wypowiadać na temat dwóch ostatnich książek Szymona Hołowni, bo ich nie czytałam ("Ludzi na walizkach" czytałam w formie wywiadów w Newsweek'u), ale tak jak wspomniałam Ci w innym miejscu, są ludzie (młode kobietki w szczególności) które zafascynowani prezenterem "Mam talent" po te książki sięgają. Być może jest to dla nich jedyna okazja żeby poczytać i pomyśleć o najważniejszych sprawach. Nawet jeśli książki są niedoskonałe, to może będą dla niektórych tym co ich popchnie do jakiegoś głębszego zainteresowania się sprawami wiary. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie.
Hm, w sumie trzy, akurat wtedy zaczęłam pracę w obecnej firmie. Blog był wtedy fajny. Potem to się zmieniło - przyszli zupełnie ludzie, starzy się wykruszyli, klimat już nie ten. Ale może SH jest teraz potrzebny młodszym osobom? Oby tylko nie podzielił losu Krzysztofa Ibisza, z którego nabija się cały Fejsbuk i Demotywatory ;-) Te starsze wzięły od niego to, co było do wzięcia i poszły dalej, swoją drogą, sięgając do tych źródeł, które SH rekomendował i wyciągając własne wnioski. Taka osoba, która przeprowadzi przez początkowy etap wiary to jest dobra sprawa.
OdpowiedzUsuńmnie tez brakuje tego starego bloga i ludzi, ktorzy tam sie spotykali. czasem tez zagladam na te nowe, ale to jakby sie przesiasc z mercedesa na syrene. komfort nie ten.
OdpowiedzUsuńrzeczywiscie, przyznac trzeba, ze forma szymona z ksiazki na ksiazke dramatycznie spada. wydaje sie, ze chlopak idzie na ilosc. i szczerze przyznam, ze pomysł przpisywania z obcojezycznych periodykow juz sie troche przejadl, niestety.
byc moze to rezultat przepracowania albo brania przykladu z nieodpowiednich ludzi- patrz prokop, ktory nigdy wybitnym dziennikarzem nie byl a od jakiegos czasu robi fuszerki na calej linii i bierze wszystko od bankietu po objazdowa edycje mam talent. a teraz jeszcze slysze o kolejnej ksiazce z prokopem. matko! nie spodziewam sie zbyt wiele! ale powtorze za klasykiem "szymonie nie idz ta droga";) szkoda, naprawde!
pozdrawiam
ja też jak przeczytałam o tej książce z Prokopem, to szczęka mi opadła :(
OdpowiedzUsuńKurczę z wieloma Twoimi opiniami się zgadzam, ale książka jest in plus u mnie. Mimo wszystko :)
OdpowiedzUsuńJasne, każdy ma prawo do swojego zdania :)
OdpowiedzUsuńSzukam wykładu Szymona Hołowni na ten temat śmierci wygłoszonego na Dominikańskiej Szkole Wiary w Warszawie. Czy dysponujecie takim skryptem/notatką/nagraniem? Będę bardzo zobowiązany. MARIUSZ
OdpowiedzUsuńNie mam niestety oficjalnego nagrania, tylko własne notatki. Ale polecam kontakt z organizatorami: http://freta.szkolawiary.dominikanie.pl/index.php/kontakt.html
OdpowiedzUsuńDzięki Anna. Napisałem do nich email. Zobaczymy, czy odpiszą ;-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń