niedziela, 21 listopada 2010

:: Dziennik pisany później :: Andrzej Stasiuk

Tak jak wspomniałam parę postów temu, lubię podróżnicze zapiski Andrzeja Stasiuka. Dar obserwacji ludzkich zachowań, zamiłowanie do detali, umiejętność oddania leniwego rytmu życia w odwiedzanych krajach poprzez niespieszny rytm tekstu, nawiązania do klasyków lokalnej literatury umiejętnie wplecione w tekst. Z radością przywitałam więc na rynku kolejną książkę z serii, "Dziennik pisany później". To zbiór luźnych zapisków z różnych wypraw po Albanii i Bałkanach, ale również - w ostatniej części - z podróży po Polsce, na którą Stasiuk próbuje patrzyć okiem przybysza. Książka zawiera też zdjęcia portretowe zapewne Albańczyków, wykonane przez Dariusza Pawelca.

Tak, jak wspomniałam, lubię teksty podróżnicze Stasiuka, ale tym razem miałam już lekki przesyt samymi Bałkanami (o których pisał już wcześniej). Broni się początek książki, dotyczący Albanii. Podczas lektury stawały mi przed oczami zdjęcia z podróży, które kiedyś pokazywał mi Michał, a także duża galeria zdjęć wykonanych przez Agnieszkę - zwłaszcza zaś charakterystyczne bunkry. Teraz czytając książkę Stasiuka i przypominając sobie fotografie i opowieści, czułam się, jakbym sama tam była.



Środkowa część "Dziennika" zlewa się w bezkształtną masę, może dlatego, że dotyczy wielu miejsc i co najmniej kilku planów czasowych. Nie pamiętam wszystkiego, chociaż też budziły się skojarzenia ze zdjęciami Michała czy Agnieszki, którzy Bałkany mają całkiem dobrze zjeżdżone. Końcówka książki dotyczy Polski, na którą Stasiuk próbuje spojrzeć oczami przybysza. Tutaj wydaje mi się, że nastrój paradoksów i sprzeczności w naszym kraju o wiele lepiej wychwycił jednak Michał Olszewski w swoim najnowszym zbiorze tekstów podróżnych, natomiast Stasiukowi zabrakło już tej uważności, jaką obdarza obcych i nieznany sobie kontekst. Polska to dla niego przede wszystkim kraj pełen znaczeń, historycznych, rodzinnych czy obyczajowych, od których tak jakby pisarz nie mógł się uwolnić podróżując po własnym kraju (tutaj też rytm tekstu znacząco przyspiesza i staje się bardziej poszarpany).

Ogólnie - średnio, bo w przypadku Stasiuka bywało lepiej, są jego książki, które podobały mi się bardziej. Jest w tej książce jednak parę ładnych metafor, w tym obraz Banja Luki jako kobiety wylegującej się w oczekiwaniu na to, co dopiero ma się wydarzyć (zamieszczony zresztą na okładce). Jest sporo emocji, w tym bezradność spowodowana brakiem poczucia obecności Boga w świecie - tę pustkę można próbować wypełniać tylko opowiadaniem:
Wracałem do domu tysięczny raz z tym samym uczuciem, że jadę przez coś w rodzaju pustyni i muszę opowiadać historie, muszę przywoływać obrazy, by nie zbłądzić, by dotrzeć do celu. Pod wielkim niebem, z tymi opowieściami, które są jak wątłe ognie w nocy na równinie, gdy wieje wiatr. Nic więcej nie mogłem zrobić. Nic.

Andrzej Stasiuk, Dziennik pisany później, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010

4 komentarze:

  1. Mam zamiar przeczytać, chociaż... im więcej czytam tekstów Stasiuka, tym mniej z nich później pamiętam konkretów. Pozostają wrażenia: niespiesznego wędrowania, melancholii, przemijania czasu, ludzi, miejsc, rzeczy, zaduma nad "kiedyś" i nad "teraz", samotność. Przyznam, że książki Stasiuka zaczęły mi się zlewać w jedną historię poszukiwania zagubionego świata i każda nowa coraz mniej różni się od poprzedniej. Właściwie tylko "Mury Hebronu" jeszcze mają, moim zdaniem, status samodzielnej, odrębnej opowieści. Wiem, że Stasiukowe pisanie ma swoją specyfikę, ale mam wrażenie, że wciąż czytam tę samą książkę, zmieniają się tylko dekoracje i rekwizyty.
    To nie jest zarzut: po prostu - pisarz ten nie jest już chyba w stanie mnie zaskoczyć. A może się mylę...
    Tak na marginesie: nie przemawia do mnie format "Dziennika...". wolałabym tradycyjny. Lepiej pasuje do dłoni, a poza tym... i do Stasiukowych historii chyba też :) Zawsze pisał o poboczach świata, a tu nagle taka płachta.

    OdpowiedzUsuń
  2. A też mam takie odczucie. Dokładnie to, co mówią cytowane przeze mnie ostatnie zdania tej książki. Z bałkańskich pasuje mi najbardziej "Jadąc do Babadag" i "Taksim", czyli próba nadania podróżnym wrażeniom jakiejś fabuły. Też sobie myślę, że kolejna bałkańska książka wywołałaby we mnie uczucie nudności. Może mógłby opisać całkiem nowy region? Format nieporęczny, nie można go schować do torebki. Chociaż bardziej mnie przeraża grubość tego tomiszcza Pamuka, które właśnie zaczęłam czytać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamuk mnie niczym nie przerazi (chociaż kiedyś zanudził mnie swoją "Czerwienią"), bo go kocham bardzo, a im grubszy, tym mi radośniej. Poza wspomnianą "Nazywam się...", mogę go czytać w każdych ilościach :) Ale fakt: niektóre jego tytuły determinują wybór miejsca lektury ;)Wnioskuję ze słów Twoich, że albo wzięłaś się za "Cevdet Beja", albo za "Muzeum niewinności" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Za "Cevdet Beja", "Muzeum" przeczytałam i bardzo mi się podobało. Ale najbardziej zdecydowanie "Stambuł". Za to "Biały zamek" już zupełnie nie. Pozostałe czekają w kolejce...

    OdpowiedzUsuń