środa, 29 lutego 2012

Bex@ - Liliana Śnieg-Czaplewska

Tragiczna śmierć Zdzisława Beksińskiego (i nie mniej tragiczna wcześniejsza śmierć jego syna, Tomasza) spowodowała wysyp wielu fantastycznych opinii na jego temat. Postanowiła im się sprzeciwić dziennikarka Liliana Śnieg-Czaplewska. Publikując swoją codzienną mailową korespondencję z malarzem chciała pokazać go takim, jak go widziała. Książka wyszła jeszcze w 2005 roku, tym samym, na początku którego zginął malarz, jednak jej nakład jest już wyczerpany - jest dostępna tylko w tanich książkach czy na Allegro.

Sięgnęłam po nią z kilku powodów. Mieszkam na tym samym osiedlu, pomieszkiwałam na nim wcześniej, w czasie, kiedy Zdzisław Beksiński jeszcze żył (ale wtedy jakoś tego nie skojarzyłam). Dopiero, gdy się wprowadzałam do mojego obecnego mieszkania, poprzednicy wskazali mi blok z charakterystycznym graffiti upamiętniającym twórcę. Mijam go idąc do metra czy po zakupy. W przejściu tego bloku namalowane jest zresztą drugie graffiti (to, które widać na zdjęciu poniżej). I aż szkoda, że nie mogę przejść się dalej, wzdłuż okien, aby popatrzeć, jak Beksiński maluje (podobno niektórzy mieszkańcy osiedla tak robili).


Do tego w czasach licealnych byłam wielką fanką audycji Tomasza. Zawdzięczam im sporo muzycznych inspiracji. Ich depresyjność współbrzmiała też z depresyjnymi nastrojami nastolatki. Dokładnie tak, jak zauważył jego ojciec, niektóre osoby kojarzyły najpierw jego syna i wspominały jego audycje muzyczne, a dopiero potem komentowały z zaskoczeniem "to pan jest ojcem tego znanego dziennikarza?". Stąd zainteresowanie losami i Tomasza, i jego bliskich. I ojcu, i synowi dane było tragiczne zakończenie życia. Tomasz popełnił samobójstwo w Wigilię 1999 roku. Zdzisław został zamordowany przez syna znajomych w lutym 2005 roku.

Korespondencja Liliany Śnieg-Czaplewskiej i Zdzisława Beksińskiego odkrywa jakiś rąbek tej tajemnicy. On miał wbudowane dążenie do autodestrukcji, mówi Zdzisław Beksiński o swoim nieżyjącym synu. Opowiada, jak wypełniał jego ostatnią wolę czy też o swoich spotkaniach z jego fanami. Wspomina również swoją nieżyjącą już żonę. I mimo tego, że dane mu było pożegnać i żonę, i syna, mimo, że maluje dość ponure prace, w codziennym życiu zachowuje pokój ducha i jest całkiem pogodzony z życiem w pojedynkę. Nie boi się wygłaszać kontrowersyjnych sądów, czy iść pod prąd wbrew utartym zwyczajom. Czasem opowiada o tak intymnych sprawach, jak fantazje erotyczne. A równocześnie cały czas świadomie wybiera samotność - jego listy pełne są również relacji, jak po śmierci żony Beksińskiego próbowały uwodzić różne kobiety i jak to się kończyło. Jest przezorny w prowadzeniu swoich spraw, chociaż przyznaje, że jest świadomy tego, że niektóre osoby go naciągają. Pisze o malowaniu, o tym, jak tworzy kolejne prace, jak ważne są dla niego prywatność i spokój. Z maili do Liliany Śnieg-Czaplewskiej wyłania się całkiem ciekawy i nietuzinkowy autoportret - i zgodnie z tym, co autorka książki zapowiada we wstępie "z jego listów bije prawda, jakim był człowiekiem". 



Liliana Śnieg-Czaplewska, Bex@. Korespondencja mailowa ze Zdzisławem Beksińskim, PIW, Warszawa 2005 r.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Żony i córki - Elisabeth Gaskell

Po pół roku od mojej poprzedniej notki o książce Elisabeth Gaskell, "Północ i południe", doczekałam się tłumaczenia "Żon i córek". To również saga rodzinna z panoramą społeczną angielskiej prowincji w epoce wiktoriańskiej w tle.

Główną bohaterką książki jest Molly, córka lekarza w miasteczku Hollingford. To zwyczajna dziewczyna z sąsiedztwa, skromna, sympatyczna, pełna ciepła i życzliwości, prostolinijna i uczciwa, podobnie jak jej ojciec. Wcześnie straciła matkę, a gdy jest w wieku -nastu lat, jej ojciec żeni się ponownie. Macocha okazuje się jednak skrajnie odmienną osobowością od doktora i jego córki. Lubi życie na pokaz, ceni innych ludzi, o ile może dzięki nim uzyskać określone korzyści materialne, jest mistrzynią intryg i manipulacji, zręcznie porusza się w swoim małomiasteczkowym środowisku, jak również wśród wyższych sfer. Jej córka Cynthia, przybrana siostra Molly, jest z kolei notoryczną flirciarą. Niestała w uczuciach, bawi się rozkochiwaniem w sobie kolejnych adoratorów. Taka mieszanka charakterów rzecz jasna musi zaowocować konfliktem, a nawet kilkoma.


Ciekawie śledzi się nie tylko losy głównych bohaterów, ale również same opisy przeróżnych sytuacji społecznych w miasteczku i porównuje się z innymi czasami, innymi ludźmi. Wbrew różnicom, jesteśmy dość podobni - tak samo żyjemy życiem innych i plotkujemy o nich, a czasem obmawiamy mylnie interpretując jakieś informacje. Mamy jednak o wiele większą swobodę. Dawniej kręcący się w pobliżu panny kawaler, który ograniczał się do rzucania jej powłóczystych spojrzeń i kręcenia się wokół niej bez wyraźnej deklaracji, przyczyniał się do narażenia na szwank jej i swojej reputacji. Otoczenie robiło wobec tego wszystko, aby skłonić go do oświadczyn. Obecnie taki facet staje się przede wszystkim pośmiewiskiem swoich kolegów. Do tego osoby wolne mogą bez przeszkód spacerować z osobami płci przeciwnej. W czasach Gaskell młodzi ludzie, mogli spotykać się wyłącznie pod kontrolą rodziców, a do krótkich rozmów na osobności dochodziło dopiero wtedy, gdy należało omówić kwestie wzajemnych uczuć. Dzisiaj istnieją portale randkowe, kluby, imprezy... Takich spostrzeżeń możemy dokonać jeszcze wiele.

Książkę czyta się o wiele lepiej niż "Północ i południe". Język pani Gaskell, elegancki i wytworny, w tej książce nie wydaje się specjalnie zawiły i utrudniający lekturę. A może to ja się już przyzwyczaiłam? Liczne konflikty i szybko rozwijająca się fabuła powodują, że jest się trudno oderwać od lektury (przesiedziałam nad książką sobotni wieczór i niedzielne przedpołudnie - ma ona ponad 800 stron). Polecam wszystkim amatorom sag rodzinnych, którzy lubią nie tylko wartką i szybko rozwijającą się akcję, ale również są ciekawi jej szerszego społecznego tła. A ja oczywiście po cichu liczę, że kolejne książki pani Gaskell również zostaną spolszczone :)

Elisabeth Gaskell, Żony i córki, Świat Książki, Warszawa 2012. Za książkę dziękuję p. Katarzynie Kwiatkowskiej, tłumaczce. 

piątek, 3 lutego 2012

Ksiądz Paradoks - Magdalena Grzebałkowska

Jakoś tak mi się kącik biograficzny ostatnio na blogu zrobił, ale nic na to nie poradzę, że lubię czytać o innych ludziach. O ich życiowych wyborach, nierzadko poplątanych drogach, skomplikowanych charakterach. Stąd też i moje zainteresowanie biografią ks. Jana Twardowskiego "Ksiądz Paradoks", napisaną przez Magdalenę Grzebałkowską, dziennikarkę "Gazety Wyborczej". Niektórzy z Was mogą kojarzyć fragmenty tej książki, ponieważ pojawiały się jako reportaże w "Gazecie".


Książka zaczyna się od historii odchodzenia księdza Jana. Warszawski szpital, zgromadzone bliskie osoby, słabnący ksiądz-poeta, który dyktuje swój ostatni wiersz. A potem przeskok do Warszawy w czasie pierwszej wojny światowej, gdy na świat przychodzi mały Jaś. Ojciec widziałby w nim kolejarza, chłopcu pisana jest jednak inna droga: chce być literatem. Po studiach polonistycznych zdecyduje się jednak na wstąpienie do seminarium duchownego. Ten wątek często jest obecny w wojennych biografiach: odpowiedzią na bezsens śmierci panoszącej się wokół, staje się wiara i dokonywane pod jej wpływem wybory. Równocześnie nadal będzie pisał wiersze i stopniowo zyska sławę oraz popularność. Ksiądz-poeta jest człowiekiem licznych paradoksów: cichy, skromny, nieprzepadający za publicznymi wystąpieniami, a równocześnie maskujący powiększającą się łysinę sztucznymi włosami (tzw. tupecikiem). Choć oblegany przez licznych wielbicieli i wielbicielki jego twórczości, a niekiedy też i odwiedzany przez duchy (na przykład ducha policjanta wchodzącego mu do łóżka), pozostaje człowiekiem samotnym. Bardzo wymowny jest sposób spędzania przez niego Wigilii: chodzenie po mieście i zaglądanie w okna znajomych i obcych ludzi...

Wiele pozostaje jednak niewiadome biografce i jej czytelnikom: fakty z życia księdza są niekiedy trudne do ustalenia, gdyż wielu jego bliskich już nie żyje, z kolei o wszelkich trudnych sprawach jego znajomi nie chcą mówić. Wiele kontrowersji budzi też fakt zapisania przez księdza Jana całej swojej spuścizny jednej z opiekujących się nim młodych kobiet i sposób, w jaki spadkobierczyni dochodziła potem swoich praw. Kolejną szeroko dyskutowaną sprawą było niespełnienie przez prymasa Józefa Glempa ostatniej woli zmarłego Księdza-Poety: chciał zostać pochowany na Powązkach, a znalazł się w grobowcach w Świątyni Opatrzności w Wilanowie. Wielbiciele jego twórczości wciąż zostawiają przy jego płycie nagrobnej figurki biedronek...

Książka jest zilustrowana licznymi zdjęciami. Czarno-białe są dopowiedzeniem do historii życia księdza Jana. Jedyna wklejka przedstawia jego skromne, przytulne mieszkanie przy warszawskim kościele sióstr Wizytek. Zdjęcia zostały zapewne wykonane jeszcze za życia księdza, gdyż mieszkanie jest pełne przedmiotów (tymczasem autorka książki pisze o wizycie w mieszkaniu, które po śmierci księdza zostało częściowo opróżnione z rzeczy po nim). Zdjęcia bliskich na dużym regale z książkami, drewniane figurki, kolorowe poduszki, stare modlitewniki i różańce, czy stojące pod łóżkiem buty mówią o księdzu Twardowskim równie dużo, co tekst...

Magdalena Grzebałkowska, Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011. 

wtorek, 31 stycznia 2012

Bóg, kasa, rock'n'roll - Szymon Hołownia i Marcin Prokop

Prawdę mówiąc, to obawiałam się tej książki. Nie tylko ja, Wy również się obawialiście. Po "Bogu - życiu i twórczości", produkowanie przez Szymona Hołownię kolejnej książki w tak zastraszającym tempie nie wróżyło dobrze. Do tego telewizyjny wizerunek Marcina Prokopa nie zachęcał do sięgnięcia po tę książkę. Bo o czym to ci dwaj panowie mogą rozmawiać i jaki będzie poziom ich dyskusji?

Z tymi wszystkimi wątpliwościami sięgnęłam po książkę "Bóg, kasa, rock'n'roll". To spisane rozmowy prowadzących "Mam Talent" na ważkie tematy: istnienia Boga, Kościoła katolickiego w jego obecnej formie, współczesnej popkultury z jej idolami, modlitwy, pieniędzy. Mamy tutaj ciekawe zderzenie dwóch osobowości: poszukującego Marcina oraz wierzącego Szymona. Marcin dzieli się swoimi wątpliwościami i przemyśleniami, nie obawia się wyrażać krytycznie o tym, co nie podoba mu się w katolicyzmie czy Kościele, Szymon próbuje znaleźć odpowiedź. Ciekawy to kontrast. A równocześnie pytania znane wierzącym i niewierzącym z ich osobistego doświadczenia rozmów z tymi, którzy mają zupełnie inny światopogląd. Dobrze, że powstała taka książka - utożsamiający się z Marcinem mogą przeczytać, jak na ich wątpliwości odpowiada Szymon. Ci, którzy podzielają poglądy Szymona, mogą przekonać się, z jakimi pytaniami od znajomych mogą się spotkać i dostać inspirację do poszukiwania własnych odpowiedzi. Kontrast stanowią też style obu autorów: wypowiedzi Marcina bardziej przypominają język mówiony, nieformalny, Szymona zaś - język pisany, i bardziej formalny, zwłaszcza tam, gdzie Szymon próbuje zahaczać o wiedzę z zakresu teologii. Jednak i tak jego wypowiedzi są zrozumiałe, a słownictwo bliskie doświadczeniu przeciętnego człowieka (dla porównania, gdy przeczytałam tekst w ostatnim numerze "W Drodze" z analizą języka kościelnych tekstów o ludzkiej seksualności, po prostu się załamałam).


Panowie nie szczędzą sobie, rzecz jasna, żartów, czasem dość uszczypliwych. Czasem śmiałam się na całe gardło. Możemy też dowiedzieć się, że odróżniają swój publiczny wizerunek (który przez opinię publiczną jest z nimi utożsamiany) od wizerunku prywatnego. Marcin Prokop o swojej prywatności mówi jednak niewiele, równie oszczędnie opowiada o niej Szymon. Poza kilkoma wyjątkami: możemy dowiedzieć się, jaka była Szymonowa droga wiary i dlaczego aż dwukrotnie wiodła przez nowicjat zakonu dominikanów, do których zresztą Szymon do dziś ma duży sentyment. Dowiadujemy się, jak Szymon rozmawia z Bogiem, a przy okazji o tym, że lubi kupować różańce.Mnie osobiście najbardziej poruszył opis historii, kiedy Szymon zorientował się, że modlitwa o życie jego krewnego nie będzie wysłuchana: "Nie wiem, do czego to porównać - może do uderzania w struny - słyszysz, które dźwięczą, a które są głuche". Mam podobne doświadczenia. I podobnie lubię słuchać kazań o. Pawła Krupy. Ale wróćmy do książki. Dobrze, że pojawiły się w niej kwestie, które obecnie bardzo mocno są dyskutowane w polskim społeczeństwie: in vitro, pozycja Kościoła katolickiego w Polsce, pedofilia w Kościele, eutanazja, aborcja, ksiądz Rydzyk... Dobrze, że pojawiły się tematy związane ze statusem celebrytów (w końcu obaj panowie nimi są) czy pieniędzmi. Tutaj częściej głos zabiera Marcin Prokop, który mówi o tym, jak gwiazdy showbusinessu są traktowane przez media, czy też opowiada o swoim stosunku do pieniędzy. Zabrakło mi takiego wątku, jak relacje z ludźmi, bo to też jest sfera, na którą duży wpływ ma światopogląd, ale też wokół której toczy się debata (związki osób tej samej płci, małżeństwo, etc. - to się rzecz jasna w tej książce przewija, ale jakby mimochodem).

Poleciłabym tę książkę przede wszystkim wątpiącym lub niewierzącym, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej, ale równocześnie aby to coś więcej było napisane w przystępnym dla nich języku. Z drugiej strony zaś tym wierzącym, którzy zastanawiają się, jak rozmawiać z ich wątpiącymi lub niewierzącymi znajomymi zadającymi mnóstwo pytań. A także tym wszystkim, którzy są zwyczajnie ciekawi celebryckiego życia - wcale nie jest ono tak usłane różami, jak wydaje się to na ekranie telewizora...

Szymon Hołownia, Marcin Prokop, Bóg, kasa i rock'n'roll, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011.

sobota, 28 stycznia 2012

Cukiernia pod Amorem. Hryciowie - Małgorzata Gutowska-Adamczyk

Dwie poprzednie książki z cyklu "Cukiernia pod Amorem" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk tak mnie wciągnęły, że z niecierpliwością czekałam trzeciej. Bardzo się zmartwiłam, gdy autorka na swojej stronie napisała, że wydanie książki się opóźni - straciła tekst z powodu awarii komputera. "Hryciowie" ukazali się zatem nie w kwietniu zeszłego roku, jak planowano, ale dopiero jesienią. Ja zaś dopadłam książkę w naszej mokotowskiej bibliotece dopiero teraz. Wieczór, rzecz jasna, miałam z głowy - gdy zaczęłam czytać po powrocie do domu z basenu, skończyłam dopiero późno w nocy, a do pracy poszłam niewyspana. 


Książka jest tak samo wciągająco napisana, jak dwie poprzednie. Do tego pchała mnie zwykła ludzka ciekawość, jak dalej potoczyły się losy bohaterów. Współczesnych Hryciów - Igi, jej ojca i wuja (zamieszanych w romans z tą samą kobietą) czy babki Igi, Celiny Hryć i Adama Toroszyna, jej ukochanego z młodzieńczych lat. Czy Tomasz Zajezierski dowiedział się o istnieniu jego nieślubnego syna, Pawła Cieślaka? Czy zwłoki kobiety odnalezione w podziemnym przejściu, to aby na pewno żydowska bojowniczka Lilith Cukierman? Skąd miała na palcu rodowy pierścień Zajezierskich? Czy w czasie wojny aktorka Gina Weylen zdradziła Polskę śpiewajac dla Hitlera? Swoją drogą, jej postać jest tak sugestywnie przedstawiona, że aż chciałam sprawdzić, czy istniała naprawdę - i po wejściach z wyszukiwarek na mojego bloga widzę, że nie tylko ja dałam się złapać ;) Na część tych pytań znajdziecie odpowiedź, jednak lojalnie uprzedzam, że nie na wszystkie - zgodnie z regułami sztuki, czytający zostaje z lekkim niedosytem...

Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Cukiernia pod Amorem. Hryciowie, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2011. 

niedziela, 22 stycznia 2012

Ratując Amy - Daphne Barak

Moja poszła do wydawnictwa, a ja wróciłam do czytania literatury. Nareszcie! Mogłam zajrzeć do biblioteki i wypożyczyć parę nowości wyszperanych na półce z nowościami.

Na pierwszy ogień poszła biografia napisana przez Daphne Barak, "Ratując Amy. Historia bez happy endu". Może dlatego, że bardzo wbił mi się w pamięć ten straszny film z ostatniego koncertu Amy Winehouse, który krążył po internecie. Później zobaczyłam przejmujące zdjęcie artystki, z którego patrzyła na fotografa oczami zaszczutego zwierzęcia. A potem była śmierć, do której, jak się okazało, przyczyniło się wypicie przez Amy dużej dawki alkoholu. Pamiętałam o wiele wcześniejsze recenzje dziennikarzy zachwyconych niezwykłym talentem wokalnym młodej dziewczyny. I ciągle zadawałam sobie pytanie: co takiego właściwie się stało?

Chyba dlatego właśnie sięgnęłam po tę książkę. Trochę byłam zawiedziona - Daphne Barak to biografka celebrytów i polityków, która nie chce zostać wyłącznie pasem transmisyjnym. Dyskretnie buduje swój ekspercki wizerunek, napomykając o tych, których już zna czy też o swoim powodzeniu materialnym. Pierwszoplanową postacią książki okazała się też wcale nie sama wokalistka, ale jej ojciec Mitchell Winehouse. I to głównie z jego perspektywy oglądamy historię jego córki.

Na samo pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Możemy o to obwiniać skomplikowaną sytuację w rodzinie Winehouse'ów - rozwiedzeni rodzice, matka Amy "nierozstana" psychicznie z mężem, który zostawił ją dla innej kobiety. Nadmiernie kontrolujący ojciec, w dodatku realizujący za pomocą córki swoje niespełnione artystyczne ambicje (sam jest uzdolniony muzycznie, ale Amy zdecydowanie go przerosła). Kompletnie niewidoczny i nieobecny w tej książce brat. Sama Amy, którą autorka opisuje jako niedojrzałą dziewczynkę. Czy choroba nie była dla niej przypadkiem sposobem na to, by mieć obydwoje rodziców przy sobie? A może po prostu nie była w stanie poradzić sobie ze swoim sukcesem? Pokazana też została całkowita bezradność całej rodziny w obliczu nałogu narkotykowego Amy (później narkotyki zastąpił alkohol). Matka uważała, że Amy nie chce sobie pomóc sama, ojciec próbował ją na wszelkie sposoby kontrolować.

Książka jest ilustrowana zdjęciami. Te najwcześniejsze, chociażby z Mercury Awards w 2004 r. przedstawiają młodą, pełną życia dziewczynę. Na kolejnych widać, jak Amy powoli staje się cieniem samej siebie, chociaż to nie są jeszcze te najbardziej drastyczne zdjęcia. Pozostała muzyka...

Daphne Barak - Ratując Amy. Historia bez happy endu, G+J Książki, Warszawa 2011

piątek, 30 grudnia 2011

Subiektywne podsumowanie roku

Koniec roku, a zatem czas podsumowań. Mól Książkowy postanowił również coś wysmażyć, w przerwie między sprzątaniem mieszkania, a przepisywaniem kalendarza.

Książki. Niekoniecznie w tym roku wydane, ale w tym roku przez Mola przeczytane:
  • "Marzenie Celta" Mario Vargasa Llosy - czyli noblista w swojej najlepszej formie. 
  • "Spiski" Wojciecha Kuczoka - Mól Książkowy płakał przy nich ze śmiechu. Zwłaszcza przy opisie misiołaka i bitwy na krowie placki.
  • Sagi - tutaj dwie się wyróżniają. Wydana przez Znak druga część powieści o księdzu Rafale i wydana przez Prószyńskiego trzytomowa "Cukiernia pod Amorem". Wciągająco i zarazem lekko.
  • "Gottland" Mariusza Szczygła - czyli jak w krótkich reporterskich obrazach oddać całą złożoność czeskiej (i ludzkiej) natury.
  • Albumy Andrzeja Waszczuka, czyli warmińska przyroda w malarskich ujęciach.
Miejsca książkowe:
  • Księgarnia Warszawa - bo jest tanio, a do tego najnowszy punkt odbioru książek znajduje się w pobliżu pracy Mola Książkowego. 
  • Spółdzielnia Literacka w Sopocie - ma klimat :)
  • Rozczarował natomiast Empik Outlet w Tesco. Nie powala, o czym świadczy wątek komentarzy pod odpowiednim postem. 
 Media o książkach:
  • "Z najwyższej półki" - audycja trójkowa, na szczęście dla Mola przełożona z 19.30 na 21.00 w niedziele.
  • Książki - kwartalnik wydawany przez Agorę. Ani za bardzo literacko-naukowe, ani za bardzo rynkowe, a po prostu ciekawe.
Inne:
  • Akcja pomocy bibliotece w Kobułtach - zobaczcie, ile to już osób włączyło się do akcji. Próżność Mola Książkowego też została mile połechtana ;-)
  • Duży minus dla władz Warszawy za obcięcie budżetów bibliotecznych na zakup nowych książek. Przez to biblioteka mola książkowego nie ma już tylu ciekawych nowości :(
Noworoczne postanowienia Mól Książkowy ma dwa. Sprawić sobie regały na książki. Sam zakup nie jest trudny, ale wiąże się ze wcześniejszym remontem, a Mól Książkowy baaaardzo remontów nie lubi. Drugie zaś to pisać częściej i więcej - ale to, ze względu na obecne zobowiązania, dokona się raczej w dziedzinie literatury branżowej, niż na blogu ;-) W tym roku i tak nie było źle. Liczba postów okazuje się taka sama.

Mól Książkowy jeszcze raz życzy Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i teraz zabiera się za swój nowy kalendarz. Z kotem Simona, oczywiście.

piątek, 23 grudnia 2011

Boże Narodzenie 2011

Życzę Wam spokojnych, zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Dużo książek znalezionych pod choinką, i wielu świetnych lektur w nadchodzącym Nowym Roku ;-)

P.S.1. Dziękuję tym wszystkim z Was, którzy zaangażowali się w pomoc Kobułtom. Udało się zebrać 7 tys. książek, dokładnie tyle, ile biblioteka straciła w pożarze. Bardzo się z tego cieszę!
P.S.2. Nadal pracuję nad moją książką branżową, co widać po częstotliwości moich wpisów tutaj. Bo prawdę mówiąc, nie czytam też nic innego poza książkami branżowymi... Ale w przyszłym miesiącu mam nadzieję, że to się już zmieni.

środa, 23 listopada 2011

Pomóż bibliotece w Kobułtach - przekaż książki

Drogie Mole Książkowe! Jest sprawa. W małej miejscowości niedaleko Biskupca Reszelskiego, spłonęła biblioteka. Całkowicie. 7000 książek, do tego sprzęt komputerowy i zabawki dla dzieci. Ocalało jedynie 300 książek, które akurat były w domach czytelników. Biblioteka to na wsi jest bardzo ważne miejsce. Dzieci, które nie mają dobrych warunków we własnych domach, przychodzą odrabiać lekcje czy się wspólnie bawić. Młodzież zagląda w internet. Dorośli, których normalnie nie stać na kupowanie książek, mają na bieżąco kontakt ze słowem pisanym. Dokładnie tak działa biblioteka w moim rodzinnym Ramsowie, które leży zaledwie kilkanaście kilometrów dalej. Aby biblioteka w Kobułtach mogła nadal działać, potrzebne są książki. Z pewnością macie w domach dużo książek, które przeczytaliście raz, odłożyliście na półkę i do tej pory tam sobie leżą. Proszę, przekażcie je bibliotece! Książki można dostarczać do: 1) Miejskiej Biblioteki Publicznej w Biskupcu, Aleja Niepodległości 3, 11-300 Biskupiec, tel. 89 715 21 11, 89 715 25 72, 2) Biblioteki Szkolnej SP Bisztynek, ul. Kolejowa 7, 11-230 Bisztynek. Link do strony biblioteki w Kobułtach z informacją o pożarze.

niedziela, 20 listopada 2011

Spółdzielnia Literacka w Sopocie

Podczas zajęć w SWPS Oddział Sopot polecono mi, abym obiadu nie jadła w uczelnianej stołówce, a wybrała się zaledwie kawałeczek dalej, do Spółdzielni Literackiej, bo tam dobrze karmią. Posłuchałam miejscowych i po zakończeniu zajęć wyruszyłam na spacer urokliwymi uliczkami Sopotu Wyścigi. Stare poniemieckie wille, kamienice z lat 50., gdzieniegdzie budynek przemysłowy, nad tym wszystkim góruje betonowa wieża kościoła Św. Michała Archanioła. I jeśli ktoś z Was chciałby do Spółdzielni Literackiej trafić, to na tę wieżę musi właśnie się orientować. Spółdzielnia znajduje się bowiem dokładnie naprzeciw wejścia do świątyni, w przyklejonym do nowoczesnego budynku parterowym lokalu. Z zewnątrz Spółdzielnia wygląda dość niepozornie, ale wnętrze jest ciepłe i przytulne, co zawdzięcza przewadze ciepłych i jasnych barw, starym meblom i pomysłowym dekoracjom. Po uważniejszym rozejrzeniu się można dostrzec rzędy starych książek na ścianach jako element wystroju, książki na stolikach i parapetach, które można tak po prostu brać i czytać. Mól książkowy w tym momencie poczuł się dokładnie jak u siebie w domu ;) Kolejnym niebanalnym elementem wnętrza są malowane temperami (jajowymi) na desce obrazy Piotra Sosińskiego, nieżyjącego już artysty malarza, utrzymane w jasnej tonacji złamanej kilkoma nasyconymi barwami. Już po tym można się zorientować, że trafiliśmy do miejsca, które nie tylko jest restauracją. Spółdzielnia Literacka pełni też rolę miejsca spotkań dla osób zainteresowanych szeroko rozumianą kulturą - odbywają się tutaj spotkania z filozofami, literatami, giełdy płyt winylowych, pokazy filmów dokumentalnych czy imprezy klubowe prowadzone przez DJ-ów. Do tego dobrze rzeczywiście dobrze karmią. Smakowała mi i pomidorowa z prawdziwym domowym makaronem, i Bułka Krytyka, i pizza na dobrym domowym cieście. Desery też zapowiadały się apetycznie, ale tym razem postanowiłam zadbać o swoją linię ;)
Jednak to nie jest cała działalność Spółdzielni. W lokalu można nabyć wydawany przez spółdzielców kwartalnik literacki "Korespondencja z ojcem", który zawiera m.in. wywiady, eseje i miniatury literackie, zarówno polskich jak i zagranicznych, autorów, a do tego porcję dobrej grafiki i malarstwa. W najnowszym numerze, 20/2011, takie nazwiska, jak Mariusz Sieniewicz, Daniel Odija czy Małgorzata Rejmer. Ale tekstem, który najbardziej mnie urzekł, jest wywiad z Piotrem Sosińskim - bardzo głęboka i mądra opowieść o byciu artystą, codzienności, ojcostwie i przemijaniu. Można go czytać wręcz jako testament, bo artysty nie ma od kilku miesięcy wśród żywych. Coś, co jednak najbardziej mnie poruszyło, to jego wypowiedź o wpatrywaniu się we chmury. Też mogę przyglądać się im godzinami, a na komputerze mam mnóstwo zdjęć z chmurami w roli głównej... Mole książkowe z Trójmiasta (lub często w Trójmieście bywające) gorąco zachęcam do odwiedzin w Spółdzielni :)
Tutaj dowiesz się więcej: 1. Spółdzielnia Literacka: www.spoldzielnialiteracka.pl (stąd pochodzą zdjęcia w tekście, wykorzystane za zgodą p. Grzegorza Pawelaka - za którą dziękuję) 2. Kwartalnik "Korespondencja z ojcem": www.korespondencjazojcem.pl 3. Piotr Sosiński: www.piotrsosinski.art.pl