piątek, 30 grudnia 2011

Subiektywne podsumowanie roku

Koniec roku, a zatem czas podsumowań. Mól Książkowy postanowił również coś wysmażyć, w przerwie między sprzątaniem mieszkania, a przepisywaniem kalendarza.

Książki. Niekoniecznie w tym roku wydane, ale w tym roku przez Mola przeczytane:
  • "Marzenie Celta" Mario Vargasa Llosy - czyli noblista w swojej najlepszej formie. 
  • "Spiski" Wojciecha Kuczoka - Mól Książkowy płakał przy nich ze śmiechu. Zwłaszcza przy opisie misiołaka i bitwy na krowie placki.
  • Sagi - tutaj dwie się wyróżniają. Wydana przez Znak druga część powieści o księdzu Rafale i wydana przez Prószyńskiego trzytomowa "Cukiernia pod Amorem". Wciągająco i zarazem lekko.
  • "Gottland" Mariusza Szczygła - czyli jak w krótkich reporterskich obrazach oddać całą złożoność czeskiej (i ludzkiej) natury.
  • Albumy Andrzeja Waszczuka, czyli warmińska przyroda w malarskich ujęciach.
Miejsca książkowe:
  • Księgarnia Warszawa - bo jest tanio, a do tego najnowszy punkt odbioru książek znajduje się w pobliżu pracy Mola Książkowego. 
  • Spółdzielnia Literacka w Sopocie - ma klimat :)
  • Rozczarował natomiast Empik Outlet w Tesco. Nie powala, o czym świadczy wątek komentarzy pod odpowiednim postem. 
 Media o książkach:
  • "Z najwyższej półki" - audycja trójkowa, na szczęście dla Mola przełożona z 19.30 na 21.00 w niedziele.
  • Książki - kwartalnik wydawany przez Agorę. Ani za bardzo literacko-naukowe, ani za bardzo rynkowe, a po prostu ciekawe.
Inne:
  • Akcja pomocy bibliotece w Kobułtach - zobaczcie, ile to już osób włączyło się do akcji. Próżność Mola Książkowego też została mile połechtana ;-)
  • Duży minus dla władz Warszawy za obcięcie budżetów bibliotecznych na zakup nowych książek. Przez to biblioteka mola książkowego nie ma już tylu ciekawych nowości :(
Noworoczne postanowienia Mól Książkowy ma dwa. Sprawić sobie regały na książki. Sam zakup nie jest trudny, ale wiąże się ze wcześniejszym remontem, a Mól Książkowy baaaardzo remontów nie lubi. Drugie zaś to pisać częściej i więcej - ale to, ze względu na obecne zobowiązania, dokona się raczej w dziedzinie literatury branżowej, niż na blogu ;-) W tym roku i tak nie było źle. Liczba postów okazuje się taka sama.

Mól Książkowy jeszcze raz życzy Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i teraz zabiera się za swój nowy kalendarz. Z kotem Simona, oczywiście.

piątek, 23 grudnia 2011

Boże Narodzenie 2011

Życzę Wam spokojnych, zdrowych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Dużo książek znalezionych pod choinką, i wielu świetnych lektur w nadchodzącym Nowym Roku ;-)

P.S.1. Dziękuję tym wszystkim z Was, którzy zaangażowali się w pomoc Kobułtom. Udało się zebrać 7 tys. książek, dokładnie tyle, ile biblioteka straciła w pożarze. Bardzo się z tego cieszę!
P.S.2. Nadal pracuję nad moją książką branżową, co widać po częstotliwości moich wpisów tutaj. Bo prawdę mówiąc, nie czytam też nic innego poza książkami branżowymi... Ale w przyszłym miesiącu mam nadzieję, że to się już zmieni.

środa, 23 listopada 2011

Pomóż bibliotece w Kobułtach - przekaż książki

Drogie Mole Książkowe! Jest sprawa. W małej miejscowości niedaleko Biskupca Reszelskiego, spłonęła biblioteka. Całkowicie. 7000 książek, do tego sprzęt komputerowy i zabawki dla dzieci. Ocalało jedynie 300 książek, które akurat były w domach czytelników. Biblioteka to na wsi jest bardzo ważne miejsce. Dzieci, które nie mają dobrych warunków we własnych domach, przychodzą odrabiać lekcje czy się wspólnie bawić. Młodzież zagląda w internet. Dorośli, których normalnie nie stać na kupowanie książek, mają na bieżąco kontakt ze słowem pisanym. Dokładnie tak działa biblioteka w moim rodzinnym Ramsowie, które leży zaledwie kilkanaście kilometrów dalej. Aby biblioteka w Kobułtach mogła nadal działać, potrzebne są książki. Z pewnością macie w domach dużo książek, które przeczytaliście raz, odłożyliście na półkę i do tej pory tam sobie leżą. Proszę, przekażcie je bibliotece! Książki można dostarczać do: 1) Miejskiej Biblioteki Publicznej w Biskupcu, Aleja Niepodległości 3, 11-300 Biskupiec, tel. 89 715 21 11, 89 715 25 72, 2) Biblioteki Szkolnej SP Bisztynek, ul. Kolejowa 7, 11-230 Bisztynek. Link do strony biblioteki w Kobułtach z informacją o pożarze.

niedziela, 20 listopada 2011

Spółdzielnia Literacka w Sopocie

Podczas zajęć w SWPS Oddział Sopot polecono mi, abym obiadu nie jadła w uczelnianej stołówce, a wybrała się zaledwie kawałeczek dalej, do Spółdzielni Literackiej, bo tam dobrze karmią. Posłuchałam miejscowych i po zakończeniu zajęć wyruszyłam na spacer urokliwymi uliczkami Sopotu Wyścigi. Stare poniemieckie wille, kamienice z lat 50., gdzieniegdzie budynek przemysłowy, nad tym wszystkim góruje betonowa wieża kościoła Św. Michała Archanioła. I jeśli ktoś z Was chciałby do Spółdzielni Literackiej trafić, to na tę wieżę musi właśnie się orientować. Spółdzielnia znajduje się bowiem dokładnie naprzeciw wejścia do świątyni, w przyklejonym do nowoczesnego budynku parterowym lokalu. Z zewnątrz Spółdzielnia wygląda dość niepozornie, ale wnętrze jest ciepłe i przytulne, co zawdzięcza przewadze ciepłych i jasnych barw, starym meblom i pomysłowym dekoracjom. Po uważniejszym rozejrzeniu się można dostrzec rzędy starych książek na ścianach jako element wystroju, książki na stolikach i parapetach, które można tak po prostu brać i czytać. Mól książkowy w tym momencie poczuł się dokładnie jak u siebie w domu ;) Kolejnym niebanalnym elementem wnętrza są malowane temperami (jajowymi) na desce obrazy Piotra Sosińskiego, nieżyjącego już artysty malarza, utrzymane w jasnej tonacji złamanej kilkoma nasyconymi barwami. Już po tym można się zorientować, że trafiliśmy do miejsca, które nie tylko jest restauracją. Spółdzielnia Literacka pełni też rolę miejsca spotkań dla osób zainteresowanych szeroko rozumianą kulturą - odbywają się tutaj spotkania z filozofami, literatami, giełdy płyt winylowych, pokazy filmów dokumentalnych czy imprezy klubowe prowadzone przez DJ-ów. Do tego dobrze rzeczywiście dobrze karmią. Smakowała mi i pomidorowa z prawdziwym domowym makaronem, i Bułka Krytyka, i pizza na dobrym domowym cieście. Desery też zapowiadały się apetycznie, ale tym razem postanowiłam zadbać o swoją linię ;)
Jednak to nie jest cała działalność Spółdzielni. W lokalu można nabyć wydawany przez spółdzielców kwartalnik literacki "Korespondencja z ojcem", który zawiera m.in. wywiady, eseje i miniatury literackie, zarówno polskich jak i zagranicznych, autorów, a do tego porcję dobrej grafiki i malarstwa. W najnowszym numerze, 20/2011, takie nazwiska, jak Mariusz Sieniewicz, Daniel Odija czy Małgorzata Rejmer. Ale tekstem, który najbardziej mnie urzekł, jest wywiad z Piotrem Sosińskim - bardzo głęboka i mądra opowieść o byciu artystą, codzienności, ojcostwie i przemijaniu. Można go czytać wręcz jako testament, bo artysty nie ma od kilku miesięcy wśród żywych. Coś, co jednak najbardziej mnie poruszyło, to jego wypowiedź o wpatrywaniu się we chmury. Też mogę przyglądać się im godzinami, a na komputerze mam mnóstwo zdjęć z chmurami w roli głównej... Mole książkowe z Trójmiasta (lub często w Trójmieście bywające) gorąco zachęcam do odwiedzin w Spółdzielni :)
Tutaj dowiesz się więcej: 1. Spółdzielnia Literacka: www.spoldzielnialiteracka.pl (stąd pochodzą zdjęcia w tekście, wykorzystane za zgodą p. Grzegorza Pawelaka - za którą dziękuję) 2. Kwartalnik "Korespondencja z ojcem": www.korespondencjazojcem.pl 3. Piotr Sosiński: www.piotrsosinski.art.pl

niedziela, 23 października 2011

Marzenie Celta - Mario Vargas Llosa

Nie dałam rady wybrać się na spotkanie z Mario Vargasem Llosą w Warszawie, ale po bardzo wyczerpującym tygodniu miałam marzenie, aby zaszyć się w jakimś spokojnym kącie, bez ludzkiego towarzystwa. Sala wypełniona dużą liczbą ludzi - nawet jeśli występuje mój ulubiony pisarz - takich warunków zdecydowanie nie spełnia. Choć wiem, że warto jest pójść. Że z całej publicznej rozmowy da się wyłowić jakąś istotną, inspirującą myśl. Że warto zobaczyć na własne oczy człowieka, którego zna się tylko przez pryzmat napisanych przez niego książek. Nie martw się, na pewno ta rozmowa będzie na jakimś portalu, powiedział Michał, i były to prorocze słowa, bo nawet Trójka przeprowadziła wywiad z noblistą. Ale przejdźmy do rzeczy. Jestem po lekturze najnowszej książki Mario Vargasa Llosy, "Marzenie Celta". To opowieść o Rogerze Casemencie, brytyjskim dyplomacie i irlandzkim patriocie. Casement zaczynał jako handlowiec, zafascynowany Czarnym Lądem i ideologią kolonializmu. Jednak wyprawa do Konga otworzyła mu oczy na ciemne strony cywilizacji białego człowieka: wyzysku mieszkańców Afryki, rabunkowej gospodarki oraz brutalnej przemocy. Z naiwnego młodzieńca Casement staje się obrońcą praw człowieka i autorem krytycznych raportów o kolonializmie. Najpierw opracowuje raport dotyczący Konga, później wyruszy do Amazonii. Równocześnie, podczas pobytów w rodzinnych stronach w Irlandii (która jest wówczas częścią Korony Brytyjskiej - my, Polacy, coś o tym wiemy, w książce pojawi się zresztą polski wątek - znajomość Casementa z Josephem Conradem), Casement staje się zagorzałym irlandzkim patriotą (znajomi przezywają go Celtem), wspierającym kultywowanie rodzimych tradycji, kultury, zwyczajów. Jego największym marzeniem jest niepodległość jego kraju i to zwiedzie go na polityczne manowce - nawiąże kontakt z Niemcami, aby u ich boku stworzyć oddział Irlandczyków walczący o wyzwolenie Irlandii. Niezrozumiany przez rodaków Celt poniesie klęskę - oddział nie powstanie, on sam dostanie się w ręce Brytyjczyków. Akcja książki dzieje się w momencie, w którym uwięziony Casement czeka na decyzję rządu brytyjskiego w sprawie jego ułaskawienia. Dodatkowe komplikacje w tej sprawie powoduje fakt ujawnienia zapisków Casementa, świadczących o tym, że jest on aktywnym homoseksualistą (ponad sto lat temu ujawienie takiej informacji było poważną skazą na publicznym wizerunku). Razem z bohaterem przyglądamy się jego dotychczasowemu życiu, jesteśmy świadkami jego nawrócenia i razem z nim zadajemy sobie pytanie - czy to, że w którymś momencie pobłądzimy, przekreśla nasze dobre czyny?
Byłam głęboko tą książką poruszona, czytałam ją, zatrzymywałam się, przeżuwałam w myślach, wracałam do lektury. Jest świetnie napisana. Do tego Llosa, który do tej pory nie miał oporów przed opisywaniem najbardziej drastycznych scen, tutaj jest wyjątkowo dyskretny i raczej sygnalizuje niż dokładnie rejestruje. Do końca nie wiemy, na ile jego bohater przeżył to wszystko, co opisał w swoich intymnych zapiskach, a na ile fantazjował (Llosa w posłowiu wyjaśnia, że przyjął, że w wielu przypadkach była to jednak fantazja). Świetnie zostały też pokazane rozterki i wątpliwości Casementa związane z jego orientacją seksualną - homoseksualizm nie był częścią publicznej debaty, a represyjna kultura nie sprzyjała samoświadomości w tym zakresie - a także jego dojmujące poczucie samotności i tęsknota za bliską relacją, gdy patrzył na udane małżeństwa swoich przyjaciół. Równocześnie z "Marzeniem Celta" kupiłam malutką książeczkę "Fonsito i księżyc". Jest adresowana do dzieci, ale dorośli czytelnicy znajdą tutaj dobrze znanego im Fonsita z "Pochwały macochy" oraz "Zeszytów don Rigoberta". Książeczka jest przepięknie ilustrowana, utrzymana w konwencji graficznej wszystkich książek Mario Vargasa Llosy wydanych przez Znak. Opowiada historię pierwszej szkolnej miłości i po prostu jest wzruszająca. Ale nic więcej Wam nie zdradzę, aby nie psuć przyjemności z ewentualnej lektury.
"Marzenie Celta", "Fonsito i księżyc", Mario Vargas Llosa, Wydawnictwo Znak, 2011.

poniedziałek, 17 października 2011

Sto widoków Warmii - Andrzej Waszczuk

Zainteresował mnie tytuł albumu na księgarnianej półce - "Sto widoków Warmii". Czy będzie to taka Warmia, jaką znam? Czy kolory będą podobne do tych, widywanych przeze mnie w dzieciństwie, czy widoki również będą miały w sobie coś znajomego? Czy będą równie malarskie jak zdjęcia Mieczysława Wieliczki?
Pani księgarz podała mi album Andrzeja Waszczuka, zaczęłam przeglądać i już wiedziałam, że go kupię. Choć nie do końca było to to, czego się spodziewałam, zachwyciła mnie malarskość ujęć i twórcze wykorzystanie kolorów (ha, właśnie wyczytałam w biogramie autora w sieci, że jego pasją jest malarstwo olejne - no to teraz jest już wszystko jasne). Choć fotografie są inne niż te, do których przyzwyczaił mnie Mieczysław Wieliczko, tam kolory wychodziły dokładnie takie, jak w naturze. Choć zdjęcia Andrzeja Waszczuka są również cyfrowe, ich kolorystyka jest jednak inna (i czasem nie do końca zgodna z barwami natury). Jednak ma to swój urok. Oglądałam ten album kilkakrotnie i ciągle nie miałam go dość. Tak w ogóle - kupujecie albumy? (A propos Warmii - Zbyszku, a kiedy przyjdzie czas na Twój album?) Andrzej Waszczuk, Sto widoków Warmii, PHU Wenecja, Dobre Miasto 2009.

wtorek, 11 października 2011

Cud w medycynie. Na granicy życia i śmierci. Opowieści lekarzy

 Mało ostatnio czytam, co jak na mnie, jest zjawiskiem dość niezwykłym. Powód jest dość prozaiczny: pracuję intensywnie nad moją pierwszą książką, a żeby nie było tak łatwo, w kolejce czeka już druga (wydawca zgłosił się sam). Nie, jeszcze nie jest to proza (czego w przyszłości nie wykluczam), a raczej proza życia, czyli literatura specjalistyczna. Z tego powodu stosik nieprzeczytanych książek na moim biurku wciąż rośnie, a tradycyjna książkowa żarłoczność ustąpiła miejsca wręcz postowi literackiemu.

Czasem jednak po coś sięgam. I tak było z wypożyczoną z biblioteki pracą zbiorową "Cud w medycynie. Na granicy życia i śmierci. Opowieści lekarzy", wywiadami z 14 wybitnymi polskimi lekarzami spisane i opracowane przez Annę Mateję. Wśród rozmówców znajdziemy takie nazwiska jak: Bogdan de Barbaro, Andrzej Bochenek, Jacek Imiela, Wiesław Wiktor Jędrzejczak, Jan Lubiński, Bolesław Rutkowski, Maria Siemionow, Janusz H. Skalski, Cezary Szczylik, Tomasz Trojanowski, Mieczysław Wasielica, Jacek Zaremba oraz nieżyjący już Marek Edelman i Zbigniew Religa. Zainteresował mnie sam temat i tytuł - co mówią lekarze na temat swojej pracy, na temat najbardziej niezwykłych przypadków pacjentów, na których stawiali już kreskę, a mimo to oni żyli dalej? Co sądzą o życiu i śmierci? Jak tłumaczą nagłe i nieprawdopodobne przypadki ozdrowień? Te pytania stawiała im właśnie redaktorka książki, a oni dzielili się swoim doświadczeniem, przemyśleniami czy najciekawszymi historiami swoich pacjentów.

To, co uderzyło mnie w tych rozmowach najbardziej, to ogromna pokora wszystkich lekarzy. To nie jest już zapał początkujących studentów medycyny, którzy próbują rozpisać całego człowieka na szereg reakcji chemicznych i wydaje im się, że stoją na progu odkrycia tajemnicy ludzkiego istnienia. To doświadczeni i uznani w swoim zawodzie ludzie, którzy wiedzą, że... no właśnie, nie wiedzą. Człowiek wciąż wydaje im się zagadką. Nie mają odwagi nazwać cudem niewytłumaczalnego uzdrowienia, mimo, że bliscy takich pacjentów mówią im o swoich modlitwach wstawienniczych i przekonaniu, że zostały one wysłuchane. I tak samo wolą nie określać, ile czasu zostało danej osobie - bo wiedzą, że wszystko może się zdarzyć. Natomiast walczą o ludzkie życie do samego końca, nawet jeśli nie zawsze wierzą w sens podejmowanych działań, drobiazgowo analizują i silnie przeżywają każdą porażkę, cieszą się ze zwycięstw, nawet tych najdrobniejszych, jak podarowane pacjentowi kilka dodatkowych miesięcy życia pod troskliwą opieką najbliższych.

Co warto zauważyć, książka jest napisana przystępnie, bez zbędnych szczegółów i natłoku specjalistycznej terminologii. Zrozumie ją nawet taki laik, jak ja, który o każdy drobiazg wypytuje siostrę-lekarza. "Cud w medycynie" to także źródło nadziei - że mimo trudności, jakie przeżywa polska służba zdrowia, dzieją się w niej też sprawy dobre i piękne.


Cud w medycynie. Na granicy życia i śmierci. Opowieści lekarzy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.

środa, 21 września 2011

:: Korzenie Siekierek. Historia pisana losami rodzin ::

Z rok temu trafiłam na bardzo ciekawą wystawę w warszawskim Domu Spotkań z Historią. Dotyczyła warszawskiej dzielnicy Siekierki, ale była opowiedziana nie poprzez suche fakty, lecz zdjęcia. Właściwie ciekawe zestawienia zdjęć z archiwów rodzinnych ze zdjęciami współczesnymi. Na tych archiwalnych byli rodzice, na współczesnych - ich dzieci, ewentualnie te same osoby jako dzieci i jako starsi już ludzie. W tle dzielnica Siekierki. Kolejnym fascynującym elementem były stare zdjęcia dzielnicy, które oglądało się, przykładając oko do lunet.

niedziela, 4 września 2011

:: Shirley :: Charlotte Bronte

Coś dla miłośniczek i miłośników XIX-wiecznej powieści angielskiej. Ta książka do tej pory nie została opublikowana w Polsce. Dlatego chwała Wydawnictwu MG, że podjęło się trudu przekładu. Tak zaraz po powrocie z urlopu w mojej szafce z książkami przybyła kolejna ciekawa pozycja.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

:: Północ i Południe :: Elisabeth Gaskell

Wymarzona lektura dla miłośników Jane Austen i sióstr Bronte - tak reklamuje pierwszą powieść Elisabeth Gaskell, przetłumaczoną na polski, wydawca na okładce. Sięgnęłam bez wahania - autorka jest mi znana jako przyjaciółka Charlotte Bronte i jej biografka (jej książkę na temat rodzeństwa Bronte czytałam w oryginale). I pierwsze wrażenie, już po kilku stronach lektury, było takie, że jednak pani Gaskell bliżej było do Jane Austen niż do sióstr Bronte (choć żyła w tym samym czasie, co one).

Proza Elisabeth Gaskell ma elegancki, wytworny charakter. To język ludzi wyższych sfer, gdzie toczono eleganckie konwersacje, używanie potocznego języka było traktowane jako wyjątkowy nietakt, a nawet zjawiska przyrody opisywano poetyckim, wysublimowanym językiem. Jeśli tak wyglądała literatura pisana przez współczesnych, nic więc dziwnego, że to, co tworzyły siostry Bronte, tak radykalnie od niej odstawało, łamiąc wszystkie możliwe dla Anglików tabu. Swoją drogą, jest mi bliższa autentyczność sióstr, niż elegancja pani Gaskell. Zawiły język jej książki, bogaty w liczne upiększenia, momentami mnie irytował, przeszkadzając w śledzeniu akcji.

O czym jest ta książka? Osią powieści "Północ i południe" jest konflikt wartości pomiędzy Margaret Hale, córką ubogiego pastora (a potem nauczyciela) z południa Anglii, a Johnem Thorntonem, przemysłowcem. Spotykają się w Milton (pierwowzorem tego miasta był Manchester, gdzie mieszkała autorka powieści), gdzie ojciec Margaret pomaga Johnowi nadrobić braki w wykształceniu. Margaret jest wrażliwa na biedę i niedolę robotników, z którymi przyjdzie zetknąć jej się w Milton. John uważa, że ludzie są biedni głównie dzięki własnej niezaradności i lenistwu. Jednak pod wpływem Margaret jego postawa powoli łagodnieje... Ich ciągłe spory przywodzą na myśl pytania, które musiały być aktualne w XIX-wiecznej Anglii: co powoduje, że niektórzy ludzie bogacą się łatwiej, niż inni? Czy jest to rodzaj talentu, czy raczej ścieżka dostępna dla każdego, jeśli włoży odrobinę wysiłku w wykonywane zadania? Jak pogodzić sprzeczne interesy pracodawcy i pracownika?

W książce pojawia się też nawiązanie do "Manifestu komunistycznego" opublikowanego przez Marksa i Engelsa w 1848 roku (przed napisaniem go, Marks sporo czytał w Bibliotece Chethama w Manchesterze - do dziś pokazuje się tam wnękę okienną, gdzie spotykał się z Engelsem). Autorka sportretowała też życie przedstawicieli różnych warstw społecznych: mamy i zubożałą rodzinę pastora (możliwe, że pewne elementy zostały tutaj zaczerpnięte z życia rodziny Bronte, w latach powstania powieści pani Gaskell znała już Charlotte), i przedstawicieli bogatej arystokracji w postaci ciotki Shaw i jej córki Edith, i świata naukowego - przyjaciel ojca Margaret, pan Bell, jest wykładowcą w Oxfordzie, i przemysłowców, którzy próbują żyć na modłę arystokratyczną - pan Thronton, jego matka i siostra, i robotników - pan Higgins, rodzina Boucherów, co powoduje, że książka jest ciekawa jako świadectwo pewnej epoki w dziejach Anglii. Język, jakim została napisana książka, przywodzi na myśl powieści Jane Austen. Jednak problematyka, jaką porusza pani Gaskell jest znacznie szersza - los niezamężnej kobiety czekającej na tego jedynego to jeden z wątków powieści i wcale nie ten główny. Jej bohaterka, Margaret, to też postać, która wymyka się wszelkim ówczesnym konwenansom. Ma odwagę być szczera i mówić prawdę, ma ugruntowane poczucie własnej wartości, które nie każe jej zabiegać o czyjekolwiek względy, odrzuca kandydatów na męża, jeśli nie ma o nich wyrobionego zdania (choć jej sytuacja materialna jest nie do pozazdroszczenia), ale też potrafi skłamać, jeśli ma to chronić bliską jej osobę, nawet jeśli ją samą narazi to potem na przykrości.

Polecam tę książkę wszystkim, którzy są ciekawi, jak wyglądało życie w innych państwach i w innych epokach. Także tym, którzy lubią romansowe historie z happy endem. Z tego względu książka może się spodobać miłośniczkom tzw. literatury kobiecej. Ja zaś czekam na tłumaczenia kolejnych książek pani Gaskell (z zapowiedzi na okładce wynika, że zostaną wydane "Wives and daugthers").

Elisabeth Gaskell, Północ i Południe, Świat Książki, Warszawa 2011.