Warszawskie Targi Książki odbywają się w Pałacu Kultury i Nauki. Atutem tego miejsca jest łatwy dojazd z każdego punktu Warszawy (i z Dworca Centralnego), jednak jako centrum targowe ma ono wiele minusów: jest ciasno i duszno, do tego nawigacja po obiekcie nie jest łatwa. Chociaż mam dobrą orientację przestrzenną, chwilę zajęło mi połapanie się w rozkładzie sal i stoisk. Dobrym wyborem jest z pewnością pójście na targi zaraz po otwarciu czyli po 10:00, bo wtedy można jeszcze w miarę swobodnie przeciskać się między stoiskami. Około 11:30 zaczyna się już większy ruch, a ok. 14:00, kiedy wychodziłam, działy się już sceny dantejskie. Tak wyglądało wejście...
Dużym atutem udziału w Targach są oczywiście książki. Dużo książek i wydawnictw w jednym miejscu, można chodzić i oglądać, oglądać, oglądać... A także kupić w dobrej cenie (nawet nieco taniej niż w najtańszych księgarniach internetowych). Opuściłam dzisiaj targi z dwoma książkami Lechosława Herza, "Wardęga. Opowieści z pobocza drogi" i "Klangor i fanfary" za 66 PLN obie (po cenach rynkowych byłoby 94 PLN). Jeśli ma się chwilę szczęścia, można nawet porozmawiać z ludźmi z wydawnictw. Do tego człowiek widzi podobnych sobie maniaków stojących z nosami w książkach (niektórzy je wąchają!), rozglądających się po półkach, a w końcu - dźwigających ciężkie siatki - i ma świadomość, że nie jest jedynym zwariowanym książkowym molem na świecie. To bardzo miłe uczucie.
No i to, co jest w targach fajne, to możliwość spotkania autorów książek na żywo. Jeśli ktoś lubi zbierać autografy, może ustawiać się po nie w kolejkach. Jeśli autor/ka nie jest oblegany, można nawet zamienić sobie parę słów. To zawsze jest frajda, zobaczyć na żywo kogoś, kto napisał naszą ulubioną książkę. Usłyszeć, jak mówi i co mówi. W końcu komunikacja werbalna - książki - to niewielki ułamek naszej komunikacji ;)
Spotkanie z pisarzami - od lewej Kasia Enerlich, Krzysiek Beśka, ja. Moja legendarna niepamięć do twarzy dała o sobie znać, bo na pierwszy rzut oka nie poznałam Krzyśka i jeszcze pytałam o niego Kasię ;-)
Jolanta Kwaśniewska. Ma bardzo ekspresyjna mimikę, trudno było zrobić jej ostre zdjęcie (zwłaszcza komórką).
Ksiądz Adam Boniecki podpisuje swój zbiór felietonów na stoisku Tygodnika Powszechnego. Na zdjęciu tego nie widać, ale kolejka była dłuuuuuga...
Olga Tokarczuk, w swojej nowej fryzurze, którą sama określiła jako "plica polonica" (niektóre formy kołtuna były protoplastą dredów). W przerwie w podpisywaniu książek udzielała wywiadu.
- O PKiN jako miejscu niezbyt nadającym się na targi, już napisałam.
- Dziki tłum. Nie da się w spokoju oglądać książek, bo co chwila ktoś cię potrąca albo na ciebie wchodzi. Dla mnie, jak na introwertyka przystało, jest to prawdziwe nieszczęście. Po dwóch-trzech godzinach w takim miejscu czuję się jakbym cały dzień kopała rowy. Dlatego o wiele bardziej wolę kontakt z książkami w miejscach typu księgarnia Traffic - dużo przestrzeni, dobrze zaprojektowane meble na książki, mogę tam błądzić godzinami (i często z czymś wychodzę, a moje samopoczucie pozostaje dobre). Przez to nie da się też dokładnie obejrzeć oferty wszystkich wydawnictw, i większych, i mniejszych. Niestety, trzeba wybierać.
- Wiele stoisk jest za małych, książki są za ladami, nie da się do nich podejść i samodzielnie oglądać. Tymczasem obsługa tak naprawdę jest mi potrzebna wtedy, kiedy mam dodatkowe pytania: chcę sama brać książki w ręki, oglądać i decydować, co dalej.
- Rodzice z bardzo małymi dziećmi. Ciągle trzeba patrzyć pod nogi, aby nie rozdeptać jakiegoś małego człowieka. Do tego stoiska z książkami dziecięcymi są porozrzucane - tak, jakby nie można było zrobić jednego kącika tematycznego, a do tego jakiegoś miejsca, gdzie rodzice z dziećmi mogą na chwilę usiąść i odpocząć oraz kąta, gdzie dzieci mogą bawić się pod opieką jakiegoś dorosłego, a rodzice w tym czasie ruszyć w obchód po stoiskach. Absolutnym kuriozum był jednak koleś, który władował się z wielkim wózkiem dziecięcym do sal wystawowych i jeszcze miał pretensje, że wszyscy inni ludzie za wolno chodzą! Rozumiem, że jakoś trzeba przekazać dzieciom miłość do książek, ale targi to nienajlepsze miejsce dla małych ludzi. Sama po raz pierwszy byłam na targach książkowych mając lat 25, a molem książkowym zostałam dużo, dużo wcześniej...
- Brak terminali płatniczych na wielu stoiskach, i to dużych wydawnictw (co ciekawsze, te mniejsze miały). Gdyby nie brak terminala, kupiłabym dzisiaj czytnik, za którym już od jakiegoś czasu chodzę. To jest porażka, że w XXI wieku na targach książki płaci się gotówką!
Po targach chciałam się jeszcze wybrać na konferencję blogerów Ugotuj.to, ale infekcja, która prześladowała mnie w poniedziałek i z którą wydawałoby się, mam już spokój, nieoczekiwanie wróciła. Z powodu narastającego bólu gardła musiałam jechać do domu :(
Jak wiadomo, "kobiety nie da się przekonać, chociaż czasami da się ją namówić" ale aż tak nie pochlebiam sobie :-). Pocieszające, że rozgrywki organizatorów nie ostudziły zapału zwiedzających, zwłaszcza, że rzeczywiście PKiN na takie tłumy jest przygotowany "średnio".
OdpowiedzUsuńMarlow ;-)
OdpowiedzUsuńTak, to, co się dzieje w pałacu, to istne wariactwo...
Liczyłem na relację u Ciebie, Aniu, a że jest jeszcze okraszona zdjęciami, to już jestem całkiem zadowolony.
OdpowiedzUsuńTłumy też nie dla mnie, ale autografów pewnie kilka bym zebrał - szczególnie od ks. Bonieckiego.
Pozdrawiam
Zbyszek, gdybym wzięła lepszy aparat, pewnie byłbyś jeszcze bardziej zadowolony, bo zdjęć byłoby i więcej, i jakość lepsza. Ale spodziewając się, że coś kupię, wolałam się za bardzo nie dociążać na wejściu ;) Co do autografów, przyznam się, że jeśli trafiają się książki z autografami w księgarniach internetowych, to kupuję, ale w kolejkach już mi się nie chciało stać (znacznie wydłużało to czas pobytu na targach).
OdpowiedzUsuńJeszcze jeden minus targów zauważyłam. Nie wszystkie wydawnictwa miały katalogi. Tymczasem dla mnie, jako dla czytelnika, to jest absolutna podstawa, takie przedłużenie kontaktu. Pozwala się zorientować, co będzie publikowane, a potem czekać na upatrzone książki.
Fajna relacja, zapraszam na moją :) Było ciężko, chwilami bardzo, ale ... przeżyłam i z przyjemnością wróciłam do Lublina,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Magdalena, dzięki, zajrzałam - bardzo mi się podoba. Widać i Twoją energię, i wysiłek włożony w odwiedziny na targach. Polecam Wam wszystkim zajrzenie na bloga Magdy i zobaczenie coś całkiem innego od mojego narzekania ;)
OdpowiedzUsuńojej, ojej, ja też tam byłam! też!i też odwiedziłam stoisko MG i Kasię i Krzyśka i och, to pewnie ja wąchałam książki :P między innymi oczywiście :) ciepło pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmoże nawet się gdzieś minęłyśmy w tym ogromnym tłumie :) pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńWidzę, że na targach byłysmy w tym samym momencie, bo ja też byłam przy stoisku księdza Bonieckiego, a podpisywałam tylko ponad godzinę. Zresztą ja tam cały dzień spędziłam, wróciłam też w niedzielę. A i tak w taki amok wpadłam, że połowy nie zwiedziłam, tłum mnie obezwładniał, połowy nie widziałam, zapomniałam, czego szukałam, do tego było mi strasznie gorąco. Za to spotkałam świetnych ludzi, blogerów i pisarzy i to jest nie do przecenienia
OdpowiedzUsuńTak, ludzie zdecydowanie fajni, chociaż ja z moim introwertyzmem musiałam ostrożnie dozować wrażenia ;) A dzięki temu, że zdecydowałam się na czytnik, targi miło wspominam do dziś.
OdpowiedzUsuńSerdeczności posyłam i dziękuję za wspólne zdjęcie! Kasia Enerlich.
OdpowiedzUsuńKasia, odpozdrawiam i też dziękuję - miło wspominam nasze spotkanie :)
OdpowiedzUsuń