środa, 9 maja 2012

Moment niedźwiedzia - Olga Tokarczuk

Rozczarowały mnie marketingowe zapowiedzi tej książki. Była mowa o tym, że będzie to książka nowa, tymczasem okazała się ona zbiorem tekstów drukowanych już wcześniej w różnych innych miejscach - książkach innych autorów i czasopismach.

"Moment niedźwiedzia" to zresztą zbiór tekstów dość nierówny. Niektóre nie pozostawiły we mnie śladu, a inne z kolei bardzo zmusiły do myślenia. Tak jak otwierający zbiór tekst "Jak wymyślić heterotopię. Gra towarzyska". Moja pani promotor ze studiów magisterskich, która miała z nami fakultet o utopiach, byłaby zapewne nim zachwycona (aż chyba skseruję i jej podeślę). Heterotopia, w tłumaczeniu pisarki to bowiem miejsce inne niż świat, który znamy. Z kolei atopia oznacza tutaj świat nietypowy (mi bardziej kojarzy się z chorobą skóry). I Tokarczuk pokazuje tutaj swoją wizję takiego innego świata - bez granic i paszportów, z partnerskimi relacjami z innymi żywymi istotami, ludzie dobierają się we wspólnoty, nie zaś rodziny, płeć nie jest opozycją "męskie" i "żeńskie" ale kontinuum (cechy biologiczne nie są łączone z psychologicznymi), możliwość rozmnażania się jest zaszczytem a nie powszechnym prawem, wyznawana religia jest takim samym tabu jak wysokość pensji, itd. Czytając to, myślałam z jednej strony o naszych ograniczeniach - bo sami dopiero odkrywamy, że fakt bycia kobietą lub mężczyzną nie oznacza automatycznie, że będziemy wyposażeni w takie to a takie cechy charakteru. A z drugiej - o tym, że faktycznie posiadanie dzieci jest rzeczą tak wyjątkową, że dopiero takie abstrakcyjne zanegowanie powszechnego prawa do rozmnażania się pokazuje, jaka jest to ogromna odpowiedzialność i wysiłek, wychowanie nowego człowieka. Przyszło mi w tym miejscu na myśl, że książka Michaela O'Briena, "Dziennik zarazy", która pokazuje świat od całkiem innej strony - taki, w którym lewicowy światopogląd przerodził się w totalitarną ideologię, też dobrze wpisuje się w ten nurt.


Dwoma dla mnie ciekawymi tekstami są "Nieskończenie wielkie pogranicze" oraz "Dwanaście obrazków z Wałbrzycha, Nowej Rudy i okolic. 1996". Olga Tokarczuk opisuje w nich Krajanów, wieś w okolicach Nowej Rudy, w której obecnie mieszka. Wyznaje, że książka "Dom dzienny, dom nocny" była próbą stworzenia własnego mitu założycielskiego miejsca, w którym przyszło jej żyć. I muszę przyznać, że ten mit ma swój urok. Byłam pod takim wpływem tej książki, że z jej powodu chciałam zobaczyć Krajanów, choćby przejazdem. Niestety, byliśmy tam w ciepły letni dzień, zachodzące słońce i bujna zieleń drzew w niczym nie przypominały ponurych zimowych dni, z którymi kojarzyła mi się sama książka. Podobnie zresztą było w Haworth, do którego również trafiłam w pogodny letni dzień - miejscowość swoim klimatem w niczym nie przypominała ponurej atmosfery nakreślonej przez Elisabeth Gaskell, a potem powtarzanej przez kolejnych biografów sióstr Bronte.

Śmiałam się też z "Małego stronniczego przewodnika po Polsce dla Niemców z racji wstąpienia do Unii Europejskiej". Wiele obserwacji pokrywa się z tym, co o Polakach pisał Steffen Moller. Religijność, nauka, ponure i indywidualistyczne usposobienie czy skłonność do tworzenia mitów (na przykład w postaci mesjanizmu narodowego). 

Za to oberwało się od pisarki Kościołowi katolickiemu. Za stosunek do zwierząt. W tekście o heterotopiach jest też mowa o świecie, w którym zwierzęta traktowane są jak równoprawne istoty, z szacunkiem. Z kolei powieść "Prowadź swój pług przez kości umarłych" pokazuje symbiozę lokalnego kółka łowieckiego i miejscowego proboszcza - w tej powieści dobrze widać absurd całego zjawiska. Chociaż Tokarczuk przywołuje też świętych, którzy upominali się o zwierzęta, jak chociażby św. Franciszek, zwraca uwagę, że nie był to pogląd dominujący, obowiązywało raczej dosłowne rozumienie słów "czyńcie sobie ziemię poddaną". Na szczęście, to się też zmienia, chociaż może jeszcze zbyt wolno...

***
W sobotę Targi Książki. Wybrałam się raz, kilka lat temu. W mediach było przedstawiane jako wielkie wydarzenie, zawsze o tym marzyłam, po przyjeździe do Warszawy postanowiłam to marzenie zrealizować. I doszłam do wniosku, że to nie dla mnie: za duży ścisk, za dużo ludzi, po paru godzinach kręcenia się po PKiN wyszłam stamtąd jak wypuszczona przez wyżymaczkę, a promocji jakichś rewelacyjnych nie było. Moja introwertyczna natura preferuje jednak spokojniejsze formy kontaktu z książkami ;)

Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012.

4 komentarze:

  1. Prawiek i inne czasy nabiera u mnie na półce mocy od lat, po kilkunastu stronach poddałem się - nie dziwię się, że przegrał swego czasu z Widnokręgiem po Twojej recenzji chyba jeszcze postoi. Co do Targów mam podobne wrażenie ale raz w roku można się pomęczyc to w sumie dosyc budujące, zobaczyc dziki tłum miłośników książek :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Olga Tokarczuk ma specyficzny styl pisania, to fakt. Te jej pierwsze powieści do tego wydawały mi się takie trochę "papierowe". Dopiero "Dom dzienny..." bardziej mi się spodobał, może dlatego, że zawiera jakieś realistyczne elementy.

    Tłum może być bardzo motywujący, to fakt. Mnie bardzo motywuje też obecność tak dużej liczby blogów książkowych w sieci i życie, jakie na nich się toczy. Widać, że ludzie czytają i żyją tymi lekturami. I to też jest super! Ale na targi może się wybiorę... jeszcze nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja "Prawiek ...." wchłonałem .Doskonała lektura.J.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta książka ma fajny, taki magiczny, nieco baśniowy klimat - tak ją przynajmniej zapamiętałam.

    OdpowiedzUsuń