środa, 21 września 2011

:: Korzenie Siekierek. Historia pisana losami rodzin ::

Z rok temu trafiłam na bardzo ciekawą wystawę w warszawskim Domu Spotkań z Historią. Dotyczyła warszawskiej dzielnicy Siekierki, ale była opowiedziana nie poprzez suche fakty, lecz zdjęcia. Właściwie ciekawe zestawienia zdjęć z archiwów rodzinnych ze zdjęciami współczesnymi. Na tych archiwalnych byli rodzice, na współczesnych - ich dzieci, ewentualnie te same osoby jako dzieci i jako starsi już ludzie. W tle dzielnica Siekierki. Kolejnym fascynującym elementem były stare zdjęcia dzielnicy, które oglądało się, przykładając oko do lunet.

niedziela, 4 września 2011

:: Shirley :: Charlotte Bronte

Coś dla miłośniczek i miłośników XIX-wiecznej powieści angielskiej. Ta książka do tej pory nie została opublikowana w Polsce. Dlatego chwała Wydawnictwu MG, że podjęło się trudu przekładu. Tak zaraz po powrocie z urlopu w mojej szafce z książkami przybyła kolejna ciekawa pozycja.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

:: Północ i Południe :: Elisabeth Gaskell

Wymarzona lektura dla miłośników Jane Austen i sióstr Bronte - tak reklamuje pierwszą powieść Elisabeth Gaskell, przetłumaczoną na polski, wydawca na okładce. Sięgnęłam bez wahania - autorka jest mi znana jako przyjaciółka Charlotte Bronte i jej biografka (jej książkę na temat rodzeństwa Bronte czytałam w oryginale). I pierwsze wrażenie, już po kilku stronach lektury, było takie, że jednak pani Gaskell bliżej było do Jane Austen niż do sióstr Bronte (choć żyła w tym samym czasie, co one).

Proza Elisabeth Gaskell ma elegancki, wytworny charakter. To język ludzi wyższych sfer, gdzie toczono eleganckie konwersacje, używanie potocznego języka było traktowane jako wyjątkowy nietakt, a nawet zjawiska przyrody opisywano poetyckim, wysublimowanym językiem. Jeśli tak wyglądała literatura pisana przez współczesnych, nic więc dziwnego, że to, co tworzyły siostry Bronte, tak radykalnie od niej odstawało, łamiąc wszystkie możliwe dla Anglików tabu. Swoją drogą, jest mi bliższa autentyczność sióstr, niż elegancja pani Gaskell. Zawiły język jej książki, bogaty w liczne upiększenia, momentami mnie irytował, przeszkadzając w śledzeniu akcji.

O czym jest ta książka? Osią powieści "Północ i południe" jest konflikt wartości pomiędzy Margaret Hale, córką ubogiego pastora (a potem nauczyciela) z południa Anglii, a Johnem Thorntonem, przemysłowcem. Spotykają się w Milton (pierwowzorem tego miasta był Manchester, gdzie mieszkała autorka powieści), gdzie ojciec Margaret pomaga Johnowi nadrobić braki w wykształceniu. Margaret jest wrażliwa na biedę i niedolę robotników, z którymi przyjdzie zetknąć jej się w Milton. John uważa, że ludzie są biedni głównie dzięki własnej niezaradności i lenistwu. Jednak pod wpływem Margaret jego postawa powoli łagodnieje... Ich ciągłe spory przywodzą na myśl pytania, które musiały być aktualne w XIX-wiecznej Anglii: co powoduje, że niektórzy ludzie bogacą się łatwiej, niż inni? Czy jest to rodzaj talentu, czy raczej ścieżka dostępna dla każdego, jeśli włoży odrobinę wysiłku w wykonywane zadania? Jak pogodzić sprzeczne interesy pracodawcy i pracownika?

W książce pojawia się też nawiązanie do "Manifestu komunistycznego" opublikowanego przez Marksa i Engelsa w 1848 roku (przed napisaniem go, Marks sporo czytał w Bibliotece Chethama w Manchesterze - do dziś pokazuje się tam wnękę okienną, gdzie spotykał się z Engelsem). Autorka sportretowała też życie przedstawicieli różnych warstw społecznych: mamy i zubożałą rodzinę pastora (możliwe, że pewne elementy zostały tutaj zaczerpnięte z życia rodziny Bronte, w latach powstania powieści pani Gaskell znała już Charlotte), i przedstawicieli bogatej arystokracji w postaci ciotki Shaw i jej córki Edith, i świata naukowego - przyjaciel ojca Margaret, pan Bell, jest wykładowcą w Oxfordzie, i przemysłowców, którzy próbują żyć na modłę arystokratyczną - pan Thronton, jego matka i siostra, i robotników - pan Higgins, rodzina Boucherów, co powoduje, że książka jest ciekawa jako świadectwo pewnej epoki w dziejach Anglii. Język, jakim została napisana książka, przywodzi na myśl powieści Jane Austen. Jednak problematyka, jaką porusza pani Gaskell jest znacznie szersza - los niezamężnej kobiety czekającej na tego jedynego to jeden z wątków powieści i wcale nie ten główny. Jej bohaterka, Margaret, to też postać, która wymyka się wszelkim ówczesnym konwenansom. Ma odwagę być szczera i mówić prawdę, ma ugruntowane poczucie własnej wartości, które nie każe jej zabiegać o czyjekolwiek względy, odrzuca kandydatów na męża, jeśli nie ma o nich wyrobionego zdania (choć jej sytuacja materialna jest nie do pozazdroszczenia), ale też potrafi skłamać, jeśli ma to chronić bliską jej osobę, nawet jeśli ją samą narazi to potem na przykrości.

Polecam tę książkę wszystkim, którzy są ciekawi, jak wyglądało życie w innych państwach i w innych epokach. Także tym, którzy lubią romansowe historie z happy endem. Z tego względu książka może się spodobać miłośniczkom tzw. literatury kobiecej. Ja zaś czekam na tłumaczenia kolejnych książek pani Gaskell (z zapowiedzi na okładce wynika, że zostaną wydane "Wives and daugthers").

Elisabeth Gaskell, Północ i Południe, Świat Książki, Warszawa 2011.

sobota, 20 sierpnia 2011

:: Dziewięć wcieleń kota Deweya :: Vicki Myron, Bret Witter

Wydawało mi się, że zrecenzowałam tutaj książkę "Dewey. Wielki kot w małym mieście" Vicki Myron i Breta Wittera, ale tylko mi się to wydawało. Na pewno ją przeczytałam. To historia Deweya, bibliotecznego kota o niezwykłej osobowości, który ze zwykłej miejskiej biblioteki uczynił centrum życia społeczności. Vicki Myron, bibliotekarka, która uratowała kotka wrzuconego do otworu na książki, spisała historię Deweya z pomocą Breta Wittera. Ciepła, sympatyczna, krzepiąca na duchu opowieść.

Nie inaczej jest z kolejną książką napisaną przez tę samą dwójkę autorów. "Dziewięć wcieleń kota Deweya" to dziewięć kocich historii, które Vicki poznała już po wydaniu swojej książki i dzięki temu, że zdecydowała się opowiedzieć historię niezwykłego kota, który zmienił życie wielu osób. Dlatego opisała je w kolejnej książce. Niektóre z tych opowieści wiążą się z Deweyem (jak na przykład historia nieśmiałej Tobi, regularnie zaglądającej do biblioteki), inne dotyczą innych kotów, tak samo cudem odratowanych przez ich właścicieli, jak na przykład Duszek, Bożonarodzeniowy Kot czy Ciasteczko. Niektóre koty pojawiły się w przełomowym dla ich ludzkich opiekunów momencie - taka jest historia Kartona Książek, kota przygarniętego przez Vicki Myron krótko przed tym, zanim poznała swojego partnera, Glenna. Książka ma charakter raczej dokumentu, niż literatury, jest ilustrowana zdjęciami opisywanych zwierząt (aż szkoda, że czarno-białymi).

Na prykładach zwierząt i ich ludzi Vicki Myron pokazuje, że miłość do zwierząt dodaje nam pewności siebie i pozwala budować dobre poczucie własnej wartości, bo po prostu jesteśmy kochani przez jakąś inną żywą istotę. Poza tym, że czyni nas bardziej otwartymi i wrażliwymi wobec innych czy wręcz pozwala nawiązywać z nimi dobre relacje. Lektura obowiązkowa dla kociarzy, zalecana dla wszystkich miłośników zwierząt i dla tych, którzy potrzebują czegość pokrzepiającego i optymistycznego.

Vicki Myron, Bret Witter, Dziewięć wcieleń kota Deweya, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011.

wtorek, 9 sierpnia 2011

:: Ksiądz Rafał. Niespokojne czasy :: Maciej Grabski

Zachęcona Waszymi opiniami, sięgnęłam po drugą część przygód księdza Rafała Nowiny, napisaną przez Macieja Grabskiego. Pisaliście w komentarzach, że jest lepsza od części pierwszej, która była recenzowana przeze mnie tu. Przeczytałam. W dwa wieczory, przy czym czytanie skończyłam dzisiaj o 2:00 w nocy, co jest najlepszym świadectwem bycia wciągniętą.

Ale do rzeczy. Ksiądz Rafał Nowina jest proboszczem w Gródku, niewielkiej miejscowości gdzieś na wschodzie Polski. Na świecie i w kraju mają miejsce faktycznie niespokojne czasy: Polak zostaje papieżem, system komunistyczny coraz bardziej drży w posadach, zostaje wprowadzony stan wojenny. Bardziej lokalną perspektywą, zwłaszcza dla głównego bohatera, są nagłe zmiany w kurii: umiera dotychczasowy biskup, w jego miejsce pojawia się nowy i niezbyt księdzu Rafałowi przychylny. Jednak lokalna społeczność, która zaakceptowała i polubiła Rafała, w trudnych sytuacjach staje za nim murem. Wyjątkowym oparciem jest dla niego rodzina organisty Antoniego, u której mieszka zresztą na stancji siostra księdza, Maja, pracująca w lokalnym ośrodku zdrowia jako lekarka. Próbuje ona z różnym skutkiem uchronić przed poborem do wojska miejscowych chłopaków. Do tego czubi się i lubi z jednym ze swoich miejscowych rówieśników, niejakim Koconiem, a miejscowi doskonale orientują się, dlaczego, zanim jeszcze wiedzą to sami zainteresowani. Chociaż Rafał ma dobry kontakt z siostrą, jego relacje z rodzicami już takie nie są i nie umie się z tym uporać. Za to pomaga Michałowi, utalentowanemu muzycznie chłopcu, który zostaje przyłapany przez niego na zakradaniu się do kościoła i grę na organach. Jest jeszcze kilka innych ciekawych wątków, ale te przemilczę, żeby nie psuć przyjemności z lektury tym z Was, które i którzy sięgną po tę książkę.

Książka, tak jak poprzedniczka, napisana dobrze i lekko. Maciej Grabski ma też niezłe poczucie humoru, co widać chociażby w scenie, w której ksiądz Rafał negocjuje uwolnienie żołnierzy z patrolu wojskowego, obezwładnionego przez podchmielonych gości weselnych. Czy też w scenie, w której na wzmiankę o kanoniku Jeanie-Lucu członkowie rady parafialnej jak jeden mąż cytują jego pochwałę pierogów: "Pierrogi rruskie barrdzo dobrze!". Nie może też zabraknąć współczesnej wersji antycznego greckiego chóru (telewidzom znanej z serialu Ranczo). Tutaj nie ma co prawda ławeczki pod sklepem, ale stolik w barze, gdzie mężczyźni komentują bieżące wydarzenia, by w końcu podsumować je zwyczajowym powiedzonkiem: "jebate to życie". A ponieważ książka znowu urywa się w momencie, który zapowiada znaczące zmiany w życiu bohaterów, pozostaje nadzieja na kolejną część. Panie Macieju, pisze ją już Pan?

Maciej Grabski, Ksiądz Rafał. Niespokojne czasy, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011.

niedziela, 7 sierpnia 2011

:: Panna Ferbelin :: Stefan Chwin ::

Mam sentyment do prozy Stefana Chwina jeszcze z czasów moich studiów w Gdańsku. Mieszkałam w akademikach przy ul. Polanki, niedaleko budynku wydziałów historycznego i filologicznego Uniwersytetu Gdańskiego, nazywanych potocznie "humaną". To miejsce pracy Stefana Chwina i stąd już tylko o krok do urokliwej starej części dzielnicy Oliwa, z którą pisarz jest związany od swoich najmłodszych lat. Stare, zdobione wille i kamienice przypominają o ich niemieckiej przeszłości, podobnie jak stare przedmioty na stoiskach handlarzy starociami podczas Jarmarku Dominikańskiego, chociaż ich dawnych mieszkańców w Gdańsku już nie ma. Moja wyobraźnia próbuje sięgnąć czasem do dawnych czasów; nie inaczej w swoich niektórych książkach czyni Stefan Chwin.

Jego najnowsza książka, "Panna Ferbelin", to właśnie tego rodzaju ćwiczenie: wyobraźmy sobie, że jesteśmy w Gdańsku z końca XIX wieku - poukładany, mieszczański świat. Tytułowa bohaterka powieści, panna Maria Ferbelin, córka stolarza, dostaje właśnie pracę jako guwernantka Helmuta, syna prokuratora Hammelsa - głównego reprezentanta władzy w mieście. Ma zagwarantowaną wysoką pensję, co zapewnia bezpieczeństwo skromnemu domowemu budżetowi - stolarz Ferbelin na skutek kryzysu ekonomicznego od jakiegoś czasu nie ma już zamówień na meble. I oto pojawia się Nauczyciel z Neustadt, mężczyzna, który głosi w Gdańsku nauki na temat sensu życia. Zainspirowani jego słowami pracownicy stoczni zaczynają walczyć o swoje prawa pracownicze, a równocześnie ma miejsce poważny zamach terrorystyczny. Dla prokuratora Hammelsa stanowi to nie lada wyzwanie: jego główny konkurent, komisarz policji, tylko czeka na potknięcie prokuratora, aby móc udowodnić mu jego słabość i przejąć władzę w mieście. Sytuacja jest też wyzwaniem dla samej panny Ferbelin, która zostaje kochanką Nauczyciela. I jak to w powieści bywa, wszystko się jeszcze bardziej skomplikuje. Jak? A to już tajemnica.

To, co mnie zafascynowało najbardziej, to realizm, w jaki pisarz oddał tamten świat. Czytając, czułam, że jestem właśnie w tym dawnym Gdańsku, zarówno przez starannie nakreśloną topografię miejsc, posługiwanie się starymi nazwami ulic czy drobiazgowe opisy przedmiotów. Z drugiej strony, zdawałam sobie sprawę, że jest to właśnie swego rodzaju ćwiczenie intelektualne na temat: co by było, gdyby Chrystus pojawił się na ziemi po raz kolejny, właśnie w XIX-wiecznym Gdańsku? Kim byłaby Maria Magdalena, uczniowie, kto wystąpiłby w roli Poncjusza Piłata? Co więcej, pojawiają się też aluzje do wydarzeń już późniejszych - strajków robotniczych na Wybrzeżu w latach 1970 i 1980 czy Lecha Wałęsy. Najciekawsze są jednak dyskusje toczone przez głównych bohaterów, ale też konflikt pomiędzy ich dążeniami, który nieuchronnie się pojawi. Polityka nazwała zresztą książkę Stefana Chwina powieścią idei, podkreślając, że najciekawsze w niej jest właśnie starcie racji głównych bohaterów. Jednak to nie tylko starcie racji. Jak dla mnie przede wszystkim ciekawe były pytania, które stawiają sobie bohaterowie i które nie zostają rozstrzygnięte. Bo każdy z nas musi znaleźć odpowiedzi na nie sam, w swoim życiu.


Stefan Chwin, Panna Ferbelin, Wydawnictwo Tytuł, Gdańsk 2011.

sobota, 16 lipca 2011

:: Kiedyś przy Błękitnym Księżycu :: Katarzyna Enerlich

Kasia Enerlich ostatnio nie stroni od trudnych tematów. Już "Czas w dom zaklęty" opowiadał historię Ruty, kobiety, która próbuje wyzwolić się z balastu przejść z toksyczną sąsiadką. Bohaterką "Kiedyś przy Błękitnym Księżycu" jest Barbara, córka alkoholika, która czuwając przy ciężko chorym ojcu, sama przed sobą robi rozrachunek ze swojego życia.

A jest w nim wiele nieszczęść. Dzieciństwo Barbary jest naznaczone odejściem jej matki i chorobą alkoholową ojca, z którym dziewczynka zostaje i którym się opiekuje. Nie otrzymawszy ciepła w domu rodzinnym, próbuje je znaleźć w ramionach przygodnych partnerów, czy w kolejnych, nieudanych związkach. Na partnerów dziwnym trafem wybiera sobie mężczyzn, traktujących ją podobnie źle, czy również mających problem z alkoholem. W trakcie analizy (i rozmów z sąsiadami) Barbara odkryje rodzinną tajemnicę i zacznie rozumieć, z czym przez całe życie zmagał się (i nie mógł sobie poradzić) jej ojciec oraz co spowodowało odejście jej matki. Jednak nie będzie to bynajmniej ostatnia tajemnica, z którą przyjdzie jej się zmierzyć, los zgotuje jej jeszcze jedną - ostatecznie wychodzącą jednak na dobre - niespodziankę...

Podobnie jak w "Czasie w dom zaklętym", i tutaj pokazane jest, że nawet największe rany mogą być uzdrowione, jeśli wpierw zostaną przez nas przyjęte i opłakane. Przeżycie emocji pozwala odejść przeszłości i tym samym prowadzi do wyzwolenia. Nieważne, jak długo błądziliśmy i ile popełniliśmy błędów - zawsze mamy szansę zacząć zupełnie od nowa. To jest siła tej książki - dawanie otuchy i nadziei. Bardzo wiarygodny jest portret psychologiczny samej bohaterki, z jej emocjami i życiowym pogubieniem. Fajnie, że Kasia sięgnęła po kolejny trudny temat. Zapewne dużo kobiet w Polsce zmaga się z byciem Dorosłym Dzieckiem Alkoholika (DDA) i zapewne wiele z nich nie wie, że wiele w ich obecnym życiu ma źródło w ich nieszczęśliwym dzieciństwie. Książka jest też bardzo sprawna warsztatowo - mieści się doskonale w konwencji literatury kobiecej: mamy i opisy oddziałujące na wszystkie zmysły i pełne emocji, i sekrety rodzinne, i nagłe zwroty akcji, i rzecz jasna wielką miłość.

Jedyne, co do czego miałam wątpliwości, to teraz, że aby odnaleźć spokój w sobie, potrzeba zamieszkać w jakimś spokojnym miejscu, najlepiej na prowincji. Tam i ludzie są inni, i życie płynie wolniej, i łatwiej nawiązać kontakt ze sobą. Tymczasem przed sobą można uciekać praktycznie wszędzie, nawet w sielankowej i cichej okolicy (co potwierdzają grupy panów stojące pod prowincjonalnymi sklepami i ich zapracowane żony lub matki). Spotkanie ze sobą to raczej kwestia zmierzenia się z tym wszystkim, co dzieje się w naszym wnętrzu i pracy nad tym, niż wyprowadzki z miasta na wieś.

wtorek, 5 lipca 2011

:: Ludzie na walizkach :: Szymon Hołownia ::

Poprzednia książka Szymona Hołowni mi się nie podobała i uważam ją za jedną z najsłabszych w dorobku autora, ale w recenzji napisałam, że "Ludzie na walizkach" była z kolei jedną z jego lepszych książek. Teraz pokazała się jej druga część - "Ludzie na walizkach. Nowe historie", której wyżej wymienionych powodów byłam bardzo ciekawa.

"Ludzie na walizkach. Nowe historie" to zapisy rozmów z programu o tym samym tytule, emitowanym w religia.tv, ale też i chyba w którymś paśmie TVN (posiadacze telewizorów, poprawcie mnie proszę, jeśli się mylę). Bohaterowie Szymona Hołowni to ludzie postawieni w sytuacjach krańcowych - osoby, które niedawno straciły kogoś bliskiego (nie tylko z powodu jego śmierci - jest też wywiad z kobietą, która opowiadała, jak radziła sobie ze zdradą i odejściem męża do innej kobiety - zresztą jest to bardzo znana osoba) miały doświadczenie śmiertelnej choroby, ale też kapelan szpitalny czy lekarz, często mający ze śmiercią do czynienia. Jest też mężczyzna chory na stygmatyzującą chorobę skóry czy prawosławny proboszcz, doświadczający ciężkiej choroby swojej córki.

Szymon Hołownia występuje tutaj w zupełnie innej roli - nie jako błyskotliwy publicysta i showman, ale dociekliwy rozmówca. Nie boi się zadawać choćby najtrudniejszych pytań, takich, które przeciętnemu zjadaczowi chleba może i cisną się z tyłu głowy, ale nie miałby ich odwagi zadać. Czasem spiera się z interpretacją wydarzeń rozmówcy, kobietę, która w dość specyficzny sposób przeżywa żałobę po synu, kilkakrotnie dopytuje o relacje pomiędzy nimi czy też wręcz zarzuca, że zatrzymała się w jednym z etapów żałoby. Same teksty wywiadów są bardzo dobrze zredagowane, łatwo się je czyta, a każdy z nich jest poprzedzony krótką autocharakterystyką bohatera. Same historie bohaterów są do tego bardzo poruszające - przyznaję, że płakałam, czytając o losach niektórych z nich.

Powiem tak - warto przeczytać. Nie ma zbyt wielu książek na ten temat, a śmierć, umieranie, żałoba, są w naszym społeczeństwie tematem tabu. Ludzie boją się o tym rozmawiać, nie wiedzą też, jak się zachować wobec osoby, która przeżywa stratę, więc na wszelki wypadek unikają tematu czy wręcz unikają człowieka. Wydaje im się, że powinien zostać sam, podczas, gdy on nie ma siły wyjść do innych, a równocześnie bardzo potrzebuje ich towarzystwa. Odpowiedź, którą dają rozmówcy Szymona Hołowni, jest banalnie prosta: wystarczy być i słuchać.


Szymon Hołownia, Ludzie na walizkach. Nowe historie, Wydawnictwo Znak, 2011.

czwartek, 23 czerwca 2011

Książki. Magazyn do czytania

Czegoś takiego mi brakowało. Nie tak naukowego, jak "Literatura na Świecie", nie tak łatwego, jak "Bluszcz" i nie tak rynkowego, jak pisma rynku księgarskiego. Po prostu pisma o książkach, z informacją, co w danym momencie wchodzi na rynek, z wywiadami z pisarzami, fragmentami tekstów.

W końcu się doczekałam. Na rynku pojawiło się właśnie pismo "Książki - magazyn do czytania", wydane przez Gazetę Wyborczą. Nie jest to jednak dodatek do gazety, lecz byt całkowicie odrębny. Kosztuje niecałe 10 PLN. Według informacji prasowych Agory, pismo ma nakład 60 tys. egz. i można je kupić w kioskach, salonach prasowych i innych punktach sprzedaży prasy.

Pierwszy, lipcowy już, numer ma 76 stron i przeczytałam go od deski do deski. Wywiady z Joanną Olczak-Ronikier (o Korczaku), Olivierem Sacksem (o właściwościach ludzkiego mózgu), Zadie Smith (o niej samej), Jackiem Podsiadłą (o książkach dla dzieci łamiących tabu obyczajowe). Teksty Janusza Rudnickiego o szkolnych lekturach (nawołuje do całkowitej zmiany kanonu dla dzieciaków), krytyczna analiza książek Janusza L. Wiśniewskiego, esej Olgi Tokarczuk o Benedykcie Chmielowskim, autorze pierwszej polskiej encyklopedii, żeby wspomnieć tylko o kilku, które najbardziej przykuły moją uwagę. Najciekawsze nowości literackie w nadchodzącym kwartale, najważniejsze książki z innych krajów świata, lista bestsellerów, a nawet... literackie plotki.

Szata graficzna pisma jest bardzo atrakcyjna. Przykuwa oko, ale przede wszystkim - bardzo ułatwia uważne czytanie (włącznie z białym papierem - większość papierów gazetowych ma lekko żółtawy kolor, co pogarsza jakość czytania). Podobają mi się krótkie recenzje książek - na tyle długie, aby się dowiedzieć, co w książce jest i zdecydować, czy jest dla nas ciekawa, i na tyle krótkie, aby nie poświęcać jej zbyt wiele czasu, jeśli okazuje się nieinteresująca. Podoba mi się też dobór literatury, większość książek pochodzi przeważnie z wydawnictw: W.A.B., Znak, Czarne, Zysk i S-ka, Wydawnictwa Literackiego, Sonia Draga, ale pojawiają się też ambitniejsze pozycje wydane przez wydawnictwa specjalizujące się w najbardziej popularnych gatunkach. Oczywiście, chciałabym więcej zapowiedzi z polskiego rynku (dlaczego tylko kilka książek na nadchodzący kwartał?). Jestem zadowolona z reklam wydawnictw książkowych - w tym piśmie są one całkowicie na miejscu. Parę tekstów mi nie podeszło, ale to bardziej kwestia bardziej sposobu ich napisania - na przykład, chociaż lubię teksty Zbigniewa Mikołejki, w przypadku jego omówienia książek ateistycznych zabrakło mi wyraźnego powiedzenia, że ich książki w wielu przypadkach są po prostu słabe merytorycznie (wspominany Dawkins może i jest znanym biologiem, ale jego "Bóg urojony" jest wybitnie pełen nieścisłości i błędów, które naukowcowi trudno wybaczyć) i ogólnie sam tekst wydawał mi się przegadany. Ogólnie na plus - z niecierpliwością czekam na więcej!

Książki. Magazyn do czytania, nr 1 (1) lipiec 2011.

niedziela, 19 czerwca 2011

:: Era pięciorga :: Trudi Canavan

Książki Trudi Canavan wciągaja tak, że kiedy zacznie się czytać pierwszą książkę z serii, to człowiek nie zatrzymuje się, dopóki nie przeczyta ostatniej. Mam już na to sposób: sukcesywnie kupuję kolejne tomy, ale czytam dopiero wtedy, gdy mam już wszystkie w garści i nieco więcej wolnego czasu.

Nie inaczej było z cyklem "Era Pięciorga", po który sięgnęłam dopiero teraz. W ubiegłym tygodniu zaczęłam czytać "Kapłankę w bieli", w weekend czytałam "Ostatnią z Dzikich", zaś około środka tygodnia zakończyłam ten napad książkowego obżarstwa "Głosem bogów". Akcja trzech tomów koncentruje się wokół Aurayi, kobiety obdarzonej niezwykłymi uzdolnieniami (Darami), która zostaje przez bogów rządzących jej światem wybrana na najwyższą kapłankę, następnie przeciwko tym bogom się buntuje i rezygnuje z pełnienia najważniejszej funkcji, a w końcu przeciwko nim wystąpi.


Canavan specjalizuje się zresztą w takich bohaterkach kobiecych: ponadprzeciętnie utalentowanych, dokonujących szybkiego awansu społecznego, niezależnych i ambitnych (przychodzi mi tu na myśl pisarka tworząca na innym kontynencie i inny gatunek literacki, Isabel Allende, której bohaterki również takie są). Akcja książek jest wartka, toczy się szybko, pojawia się też mnóstwo pytań i ciekawość, jak dalej potoczą się losy bohaterów. W każdym z tomów, poza postaciami pierwszoplanowymi, pojawiają się nowi za każdym razem bohaterowie drugoplanowi. Czego mi bardzo brakowało, to kontynuacji ich losów w kolejnych częściach - na przykład w tomie pierwszym pojawiali się zakochani latający ludzie Tryss i Drilli, którzy zawarli małżeństwo bez zgody rodziny panny młodej, ale w pozostałych tomach sagi nie znalazła się choćby wzmianka na ich temat. W tomie drugim obecna jest księżniczka Imi, córka króla Elai, porwana przez piratów i sprzedana w niewolę, ale w tomie trzecim pojawi się już tylko jej ojciec.

Ciekawy jest też sam świat stworzony przez Canavan - zasiedlają go różne rasy ludzi, nie tylko o odmiennych kolorach skóry, ale też umiejętnościach, na przykład latania (Siyee) czy pływania (Elai). Występuje w nim mnóstwo gatunków zwierząt (na przykład udomowione veezy, które komunikują się z ludźmi w ich języku). Światem tym rządzi pięcioro bogów, przypominających zresztą bogów z mitologii greckiej - mocno ingerują w życie podległych im ludów, traktując ich działania (a zwłaszcza toczone przez ludzi wojny religijne) jako swoistą rozrywkę, wiążą się ze śmiertelnikami czy też nienawidzą ich, całkiem po ludzku przeżywają zazdrość, niechęć czy miłość. Komunikacja ma miejsce na kilka sposobów - poza komunikacją werbalną ludzie są w stanie porozumiewać się na odległość w snach lub też słysząc swoje myśli dzięki magicznym pierścieniom (lub wybitnym magicznym uzdolnieniom). Wszystko to powoduje, że w tym świecie chce się przebywać i trudno jest się z niego wyrwać - wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach.

Trudi Canavan, Era Pięciorga: t.1 - Kapłanka w bieli, t.2 - Ostatnia z Dzikich, t.3 - Głos bogów, Galeria Książki, Kraków 2009-2010.